czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 2

Stała, ze zdumieniem wpatrując się w Stamford Bridge. Po ostatniej ulewie nie było śladu. Słońce świeciło niemiłosiernie. Ulicami Londynu przechadzali się na pozór szczęśliwi, uśmiechnięci, skąpo ubrani ludzie, którzy zapewne dziękowali Bogu za tak słoneczny dzień. Przecież od zawsze mówi się, że Londyn to deszczowe miasto.
Colin zdjęła okulary przeciwsłoneczne i założyła je na głowę. Długie, blond loki upięła w kok, jednak kilka niesfornych pasm opadło na jej twarz i szyję. Poprawiła zwiewną, plisowaną, łososiową sukienkę i czarny, lekki żakiet, po czym weszła przez ogromne wrota na stadion. Już z daleka dało się usłyszeć głosy dochodzące z murawy. Szła tunelem, którym zawodnicy wchodzą na boisko.
- Aaa! - jęknęła z bólu i upadła na podłogę.
- O cholera! - usłyszała po angielsku, jednak z hiszpańskim akcentem. Ona to ma szczęście. Najpierw oberwałaby drzwiami wejściowymi od Davida, a teraz to. - Przepraszam. Te zjechane drzwi otwierają się szybciej niż się chce. - dodał, pomagając wstać blondynce.
- Przeżyję. - uśmiechnęła się delikatnie po raz enty poprawiając dzisiaj ubranie. Chciała zrobić jak najlepsze wrażenie.
- Jestem Juan. - podał jej rękę.
- Colin. - odparła potrząsając ją. - Benitez, znaczy się trener jest na boisku?
- Tak, mamy trening, a ja jestem spóźniony. - westchnął. Weszli razem na murawę stadiony. Stąd wydawał się jeszcze większy niż z zewnątrz. Ponad dwudziestu spoconych mężczyzn w biało niebieskich dresach biegało z piłką przy nodze między słupkami.
- Mata! Ty pieprzo...witaj, Colin. - Benitez uśmiechnął się sztucznie. Dziewczyna wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Juan'em, który trzymał dłoń przy ustach i próbował nie wybuchnąć śmiechem.
- Dzień dobry. - w końcu odparła, starając się opanować. - Mogłabym porozmawiać z zawodnikami? A później z każdym z osobna przeprowadzić krótki wywiad? - zapytała, a raczej oznajmiła to trenerowi. Jej się w takich sprawach nie odmawia. Jeśli chodzi o pracę, to nie wolno nikomu nic zmieniać, co to to nie. Przez większość nocy wymyślała pytania i ogólny 'szkielet' artykułu. trochę o historii klubu, o teraźniejszych zawodnikach, kilka ich wypowiedzi, jakie puchary zdobyli itp.
- No dobrze... - westchnął sam do siebie, bo Colin była już na środku boiska i zwoływała do siebie piłkarzy.
- Mogę prosić o uwagę?! Dzięki. Nazywam się Colin MacPherson i pracuję dla Chicago Company. jestem tutaj, aby napisać bardzo duży i ważny artykuł o waszym klubie.  Mam nadzieję, że trener udostępni mi swój gabinet na kilka godzin - posłała w jego kierunku szeroki uśmiech - i będę mogła z każdym z was przeprowadzić krótki wywiad. - dodała. Beniteza zaczęła zalewać krew. Skąd ona się urwała? Bardziej aroganckiej dziennikarki jeszcze wżyciu nie widział. No, może oprócz tej narzeczonej Casillasa.
- Nie będzie tak jak w szkole, po kolei, w dzienniczku, po prostu kto kiedy będzie gotowy. - uśmiechnęła się. - No, to... - podniosła brwi. - Kto pierwszy? - rozejrzała się po wszystkich.
- No, to mogę ja. - prychnął David. Oczywiście, jego to pewnie wszędzie pełno.
- W takim razie zapraszam. - odparła idąc w stronę gabinetu Beniteza, który siedział na ławce trenerskiej z telefonem w ręku.
Colin i David weszli do pomieszczenia. Dziewczyna rozejrzała się dookoła, przejechała ręką po biurku po czym wtopiła się w fotel. Czuła, ze bez problemu mogłaby tu pracować. Luiz również rozsiadł się w fotelu po drugiej stronie.
- Pytaj o co chcesz. - westchnął opierając głowę o siedzenie. Zamknął oczy i ułożył dłonie na brzuchu.
- Od dawna jesteś z Luce? - uśmiechnęła się półgębkiem i podniosła jedną brew.
- Słucham? - otworzył szybko oczy. Widząc jej uśmieszek również się uśmiechnął. - Od kilku miesięcy.
- Nie pamiętasz dokładnej daty? - zdziwiła się.
- No... nie, a powinienem?
- No raczej.
- Nie mam co do niej poważnych zamiarów, więc po co.
- Po wczorajszej rozmowie mogę ci oznajmić, że ona do ciebie ma.
- Jak to po wczorajszej rozmowie? Skąd ją w ogóle znasz?
- Mieszkam w pensjonacie jej mamy. - odparła. - I ostrzegam, warunki tam są okropne. Ale jedzenie całkiem, całkiem. 
- Zapamiętam. - parsknął.
- Więc... - oparła się na łokciach. - Czemu nie masz do niej poważnych zamiarów? - uśmiechnęła się szeroko, ukazując rząd białych ząbków. Doskonale wiedziała, że mężczyzn takie pytania denerwują, a potrzebowała trochę rozrywki. Tu ją jednak David zagiął. Nie speszył się, nie zaczerwienił, tylko odwzajemnił uśmiech. Przysunął swój fotel do biurka, tak jak Colin oparł się na łokciach. Prawie się dotykali. Spojrzał jej głęboko w oczy, myślała, ze zaraz się pocałują, już zamykała powieki a on... parsknął głośnym śmiechem.
- Dlatego. - powiedział w końcu. Musiała minąć chwila, zanim blondynka załapała o co chodzi.
- Ty, dobre... - prychnęła. David z tymi swoimi loczkami, dołeczkami w policzkach i dużymi oczami musiał robić niezłe wrażenie na każdej dziewczynie. Colin wielokrotnie musiała zbywać tych wszystkich biznesmenów i radziła sobie z tym dość dobrze, ale do Luiza trzeba przyznać, miała słabość. - Jesteś okropny, że się nią tak bawisz. - skwitowała opierając się znów o fotel.
- Taka już moja natura. - westchnął teatralnie, po czym oboje znów się zaśmiali. - Polecam się na wieczór kawalerski. - pomachał koszulka ukazując idealnie wyrzeźbiony tors.
- Przestań, bo chcicy dostanę. - odwróciła się na fotelu, żeby go nie widzieć.
- Mi to nie przeszkadza. - odparł. - teraz ja się pobawię w dziennikarza. - dodał po chwili, czekając aż dziewczyna się odwróci. - Witam. Nazywam się David Luiz i pracuję dla hiszpańskiego miesięcznika "Świat Kobiet". Mogę zadać kilka pytać? - podsunął jej do ust jakiś długopis, który miał być mikrofonem.
- Oczywiście. - odpowiedziała przesadnie słodko.
- Kiedy ostatni raz spała pani z piłkarzem? - zagryzł dolną wargę, przez co wyglądał nadzwyczaj uroczo.
- Wczoraj. - pokazała mu język.
- Doprawdy? Z kim? - śmiesznie poruszył brwiami.
- Ęą... - przewróciła oczami szybko szukając odpowiedzi. - Z Terrym. - odpowiedziała wreszcie. David nie wytrzymał presji i cały czerwony zaczął się chichrać. - Przestań. - kopnęła go w kolano, po czym sama zaczęła się śmiać.
- Dobra, dobra. Ogar. - David wziął parę oddechów, jednak przez to, że patrzył na Colin, która robiła głupie miny znów zaczął się śmiać.
Nagle usłyszeli pukanie do drzwi.
- Przepraszam. Nie jest zbyt głośno? - warknął Benitez. Colin szybko zdjęła nogi z biurka i pomachała przecząco głową. Po tym, jak drzwi się zamknęła blondynka sięgnęła po swój zeszyt i odszukała pytań. W ciągu zaledwie kilku minut David odpowiedział na wszystkie jej pytania, wyszedł z biura i zawołał kolejnego zawodnika.
~*~
- Jak jeszcze raz spóźnisz się na trening to ci żyć nie dam. - syknął Benitez.
- Tak, trenerze, przepraszam, to był ostatni raz. - odparł Juan. Trener odszedł, a on razem z innymi zawodnikami Chelsea siedział w tunelu. Był u Fernando. Wolontariuszka powiedziała, że zaczyna mu się poprawiać. Że kiedy się zapytała, czy chce coś do picia minimalnie kiwnłą głową. Cóż za postępy.
Od wypadku minęło już wiele miesięcy. Torres powinien się otrząsnąć! Miał dla kogo żyć. Jego siostra zajmowała się Norą, dziewczynka w końcu całkowicie zapomni, ze ma ojca, a on będzie gnić w psychiatryku, aż w końcu uda mu się ze sobą skończyć. To zrozumiane, że obwiniał się za to. Miał we krwi alkohol, ale była to dopuszczalna dawka, ale... w jego krwi znaleziono jakiś narkotyk. Mówił, że nic nie brał, ze nie pamięta... potwierdziło się to, kiedy sprawdzono go na wykrywaczu kłamstw. Kiedy inni zaczęli wierzyć, on zwątpił i zamknął się w sobie.

Po około półtorej godziny Juan opuścił Stamford Bridge w towarzystwie Colin. Jako ostatni odpowiadał na jej pytania, dotyczące klubu, więc razem wyszli.
- Może dasz się zaprosić na kawę? - zaproponował. Dziewczyna zagryzła wargę, przechyliła głowę, aż w końcu się zgodziła. Kiedy otwarł jej drzwi swojego samochodu uśmiechnęła się szeroko.
Kilka minut później weszli do jednej z knajpek, których w Londynie był ogrom.
- Czym mogę służyć? - zapytała młoda, rudowłosa dziewczyna w białej koszulce polo i bordowym fartuszku na jeansowych szortach.
- Poproszę cappuccino i ee... - zająknęła się szybko przeglądając kartę. - ...kawałek cista cytrynowego. - dodała, a dziewczyna zapisała to w małym notatniku.
- A dla pana?
- Czarną, bez cukru ani mleka i szarlotkę. - odparł. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego zalotnie, an co Colin odwróciła się do okna, by an to nie patrzeć. Kiedy angielka odeszła, Juan spojrzał w okno, gdzie odbijała się podobizna Colin. Oboje cicho się zaśmiali.
- Jesteś okropna. - westchnął w końcu. - Dziewczyna po prostu się ucieszyła, że widzi Juana Matę.- dodał dumny z siebie.
- Widzę, ze masz bardzo wysoką samoocenę. - odgryzła się.
- I to jak. - parsknął. Po chwili rudowłosa przyniosła ich zamówienia i znów zniknęła. Colin przysunęła sobie cukierniczkę i wrzuciła do napoju kostkę cukru.- Fuuuj. - skrzywił się Juan.
- Ty jesteś fuj. - kopnęła go obcasem w kostkę. - Lubie słodkości.
- Właśnie widzę. - uśmiechnął się tak szeroko, że widziała jego dziąsła.
- Nie jestem wielką fanką piłki nożnej, ale wydawało mi się, że w Chelsea gra Fernando Torres. Zapamiętałam go, bo zawsze miał tlenione włosy. - oznajmiła jedząc ciasto. W tym momencie mina Juana zrzedła. - Przeszedł gdzieś indziej czy jak?
- To ty nie wiesz? - wymamrotał zdziwiony.
- Ale czego?
- Kilka miesięcy temu... - zaczął, jednak nie miał zamiaru opowiadać jej całej historii. - ...przeszedł załamanie nerwowe i jest w ośrodku psychiatrycznym.
- Piłkarz Chelsea w domu wariatów? Muszę o tym wspomnieć. - parsknęła.
- Nie mów tak! - warknął, na co Colin się wystraszyła. - To nie żaden dom wariatów. Nie znasz jego historii, to się nie wypowiadaj. - dodał. Zamurowało ją. Od zawsze była pyskata, dużo mówiła i trzeba przyznać, ze najpierw robi, a dopiero później myśli, ale nikomu to nie przeszkadzało. Pierwszy raz ktoś się na nią uniósł.
- Przepraszam. - jęknęła.
- Nie, to ja przepraszam, nie powinienem... po prostu... - westchnął obejmując kubek kawy. - Fernando to mój przyjaciel, nie został mu nikt inny, tylko ja. Nie ma nawet kontaktu ze swoja córką, bo rodzina boi się ją do niego wysłać, a jak już się zgodzą to on gapi się gdzieś przed siebie i się nie rusza.
- Przykro mi... - nie wiedziała co powiedzieć, więc powiedziała najgłupszą rzecz jaką mogła. Juan zaczął jeść swoją szarlotkę i przestał się odzywać.
~*~
Jak na dżentelmena przystało juan odwiózł ją pod pensjonat, jednak pożegnał ją suchym "do zobaczenia". Nie mogła sobie wybaczyć, że w taki sposób skomentowała przypadek Fernando Torresa, ale taka już była. Arogancka, pyskata, jednak w dziennikarstwie takie cechy są przydatne.
Stała przed drzwiami swojego "apartamentu" i szukała kluczy w torebce.
- Cześć. - usłyszała piskliwy, wysoki głosik Luce, która dosłownie przed nią wyrosła.
- Hej. - odparła z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Pora obiadowa już się skończyła, ale jeśli masz ochotę, to w kuchni, w lodówce jest spaghetti, możesz sobie odgrzać.
- Dzięki, ale raczej nie skorzystam. mam do przejrzenia dość dużo materiału i muszę zacząć pisać wstęp do artykułu. - westchnęła. tak! W końcu znalazła klucze! Kiedy włożyła je i przekręciła zamek rozległ się dzwonek do drzwi głównych. Luce przeprosiła ją i szybko pobiegła otworzyć. To był David. Skąd wiedziała? Bo Luce zaczęła śmiać się i piszczeć. Colin przewróciła oczami i prychnęła sama do siebie. Weszła do środka, rzuciła torbę na łóżko i zdjęła obcasy.
- O, taaaak... - sapnęła sama do siebie zginając palcami u stóp.
Znów te przesłodzone piski Luce. Niby nic do niej nie miała, nawet mogłyby się zaprzyjaźnić, ale zaczynała ją denerwować...moment, stop, wróć. Czy to na pewno luce ja denerwowała, a nie David? Był tak uroczy, zabawny, słodki... ale byli razem, a ona nie zamierzała się w to mieszać. A może?

Siedziała na parapecie z toną kartek i laptopem na kolanach wcinając jabłko, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
- Luce, mówiłam, ze nie chcę jeść! - zawołała błagalnym tonem. Jednak w drzwiach nie stanęła wysoka brunetka o śniadej cerze, tylko Brazylijczyk z loczkami.
- Okeej... - odparł niepewnie.
- Wybacz, myślałam, że to Luce. - parsknęła.
- Coś ty, serio? A myślałem, ze nazywam się Lucinda.
- Musisz być taki wredny? - rzuciła w niego klapkiem, zdjętym ze stopy.
- Nie, nie muszę.
- Co tutaj robisz? - zapytała gryząc jabłko.
- Luce dostała wezwanie do szpitala. Wiesz... jest studentką medycyny, robi tam za pielęgniarkę...praktyki. - mówił kładąc się na łóżku.
- No coś ty, serio? - wybałuszyła oczy i zatkała ręką usta.
- Teraz to ty jesteś wredna. - skwitował, a Colin uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Co tam masz?
- Wasze wywiady. - odparła gapiąc się cały czas w to samo miejsce. David to zauważył i poruszył koszulką tak samo, jak w biurze Beniteza.
- Kiedy pracuję takie rzeczy na mnie nie działają. - parsknęła.
- Chcesz się założyć? - zapytał ponętnym głosem. Colin głośno westchnęła. Co miała zrobić? Tysiące, a może i miliony dziewczyn dałoby sobie amputować cycki za spotkanie sam na sam z Davidem Luizem. Dobra, zgoda, miała an to ochotę, ale nie była też suką, żeby pieprzyć się z chłopakiem koleżanki, w dodatku w jej domu.
David podszedł do niej i odłożył laptop na stolik nocny. Cholera jasna. I co teraz ? I co teraz ?! Luiz zdjął koszulkę, po czym odrzucił ja gdzieś na bok. Colin szybko przebiegła wzrokiem po jego torsie.
- Będę tego żałować, ale co tam. - sapnęła do siebie. David uśmiechnął się do niej. Wiedział, ze dopiął swego. Nachylił się nad nią, a Colin zarzuciła ręce na jego szuję. Kiedy zaczął ją całować, nie mogła złapać oddechu, miała wrażenie, ze z tej rozkoszy zaraz zemdleje...ale David ja trzymał i nie zamierzał puścić. Wziął ją na ręce, po czym położył, a raczej rzucił na łóżko. Parsknęła śmiechem, kiedy mocował się z paskiem spodni, jednak w końcu mu się udało. Przywarli do siebie każdym milimetrem ciała. Wtopiła dłonie w jego długie włosy, czuła jak palce Brazylijczyka wtargnęły pod jej sukienkę. Już czuła ten przyjemny ucisk w podbrzuszu. W końcu pozbyła się swojej garderoby. Kiedy obdarowywał pocałunkami całe jej ciało nie myślała o konsekwencjach, liczyła się tylko ta chwila. Wywiady i artykuł tez poczekają, jest duuuużo czasu.

Od autorki: Ojć, trochę długo musieliście czekać na nowy rozdział, ale mam nadzieję, że ten jest okej. Nie jest ani do bani, ani wybitny. Już dawno miałam go napisanego, tylko że wymęczyłam komputer, przegrzał się i dopiero dzisiaj go odzyskałam. Ale nie martwcie się, wszystkie Wasze blogi mam przeczytane. od czego jest telefon xD. Tak, wiem, że mało Nando, ale już w następnym rozdziale będzie go więcej. Mam też mieszane uczucia co do Colin, bo jest, jakby to kulturalnie powiedzieć: suką. Nie pisałam jeszcze o takiej głównej bohaterce, ale zobaczymy co wyjdzie. Proszę o szczere opinie! Pozdrawiam i do napisania. Laurel!