środa, 26 lutego 2014

Rozdział 9

Fernando mocno ściskał córkę, a po jego zaczerwienionych policzkach spływały łzy. Dopiero teraz przypomniał sobie jaki skarb trzyma w ramionach, że chce wrócić do domu i zająć się swoją księżniczką, by wynagrodzić jej wszystkie cierpienia.
- Tęskniłam, tatusiu. - wyszeptała Nora gniotąc w małych rączkach rękaw białej koszulki Torresa.
- Ja też kochanie, ja też. - mruknął zatapiając twarz w jej gęstych kręconych włoskach, po czym pocałował ją w główkę. Podniósł córkę na ręce i spojrzał na kobiety stojące przy drzwiach. Mari Paz ocierając oczy podeszła do brata z wyciągniętymi ramionami wymawiając wielokrotnie jego imię. Colin widząc tą rodzinną scenę lekko się uśmiechnęła i pierwszym co przyszło jej do głowy był David. Jej David, który tak na prawdę nigdy nie był jej... ale ją kochał. Lecz czy ona naprawdę kochała jego? Nie wiedziała. Wyszła cicho z pokoju nie chcąc przerywać tej rodzinnej sielanki. Otarła łzy z oczu i otuliła się szczelniej swetrem. Będąc już prawie przy schodach usłyszała jak ktoś biegnie po białej, śliskiej podłodze ośrodka.
- Colin, zaczekaj. - powiedział Fernando stając obok i robiąc głęboki wdech.
- Nie chcę wam przeszkadzać, nacieszcie się sobą.- uśmiechnęła się podziwiając jego piękne, brązowe oczy.
- Oszalałaś? To ty mi pomogłaś. Byłem dla ciebie ważny, tak, jak ty teraz dla mnie... - szepnął spoglądając na swoje stopy. Colin zrobiło się ciepło na sercu, a na policzki wyszły rumieńce. Czuła się jakby była w podstawówce i chłopak który jej się podobał dał cukierka. Pierwszy raz usłyszała od kogoś coś tak uroczego, a co najważniejsze szczerego. Fernando był zupełnym przeciwieństwem Davida. Mimo tego co przeszedł dał radę! Był silny, a zarazem nieśmiały i zagubiony. W jego oczach od razu można było dostrzec opiekę i troskę. Jego dotyk wyrwał ją z rozmyśleń. Fernando założył pojedynczy kosmyk blond loków Colin za jej ucho i spojrzał głęboko w oczy.
- Powiedz coś. - poprosił błagalnym tonem.
- Nie wiem co. - odparła onieśmielona. Czuła się przy nim taka mała, drobna i krucha. Rozkoszowała się każdym milimetrem jego dłoni na swoim policzku. Miała pustkę w głowie, nie wiedziała co myśleć, co robić... nie wiedziała co czuła. A może wiedziała, tylko nie chciała się do tego przyznać? Z Davidem łączył ją tak naprawdę tylko seks, to, że się wczoraj przed nią otworzył było jednorazowe, a poza tym ma Luce i dziecko w drodze... A Fernando? Podczas wizyt otworzyła się przed nim, wiedział to, czego nie wiedział nikt inny. Nawet nie zauważyła kiedy stał się dla niej tak bardzo ważny. Stanęła na palcach i zbliżyła się do Torresa w ogóle nie myśląc. Położyła dłoń na jego ramieniu powoli zamykając oczy. Rozkoszowała się każdą sekundą, oddechem Hiszpana na jej twarzy... aż nagle z ciemności wyłoniła się Olalla trzymająca Leo i Norę za ręce.Dziennikarka odskoczyła nerwowo zdezorientowana.
- Nie mogę. - szepnęła zbiegając schodami w dół. Mieszało jej się w głowie. Dopięła swego. Napisała artykuł, znalazła wenę, by napisać książkę, powinna wrócić teraz,już, natychmiast do Chicago! Jutro pokaże Torresowi co zdążyła już napisać, poprosi o zgodę, by mogła robić to dalej i wyjedzie. Nic ją tu nie trzyma (poza nim), wróci do swojego dawnego, poukładanego życia, które kochała. Wróci do wstawania o szóstej rano, do joggingu, do wjeżdżania windą na ostatnie piętro wieżowca, do swojego biura, do zwykłego życia...

Wypadając przez drzwi główne ośrodka dosłownie zderzyła się z Juanem. Kiedy go zobaczyła zaczęła ją zalewać krew.
- Co tutaj robisz? - syknęła.
- Zadzwonili do mnie, że Fernando już całkowicie... - zaczął cicho, jednak nie było mu dane dokończyć.
- Nie powinno cię to obchodzić! - zagroziła mu palcem podchodząc bliżej, a gdy ten chciał się odsunąć znalazł się na krawędzi schodów. - Nie masz prawa tu przychodzić i znowu rujnować mu życie! To wszystko stało się przez ciebie i nie masz prawa po raz kolejny mu tego odbierać. - oznajmiła patrząc Juanowi głęboko w oczy. Później, jak gdyby nic zeszła ze schodów w dół, przeszła przez bramę rzucając Hiszpanowi karcące spojrzenie i zniknęła za krzewami. 
~*~
Idąc w stronę mieszkania wciąż czuła oddech i dotyk Torresa. Jej ciało jeszcze nigdy nie reagowała na coś w tak intensywny sposób! Cała twarz wręcz ją piekła. Musiała wrócić do Chicago i uwolnić myśli od tych wszystkich rzeczy, który wydarzyły się tutaj, w Londynie. Była słaba, nie potrafiła tego wszystkiego zrozumieć, a co dopiero pogodzić się z tym i żyć.
Jednak przed powrotem musiała zakończyć to wszytko. Sprawę z Davidem, z Juanem. Nie chciała zastanawiać się później co by było gdyby. Koniec i kropka. Ma własne życie, które chce przeżyć bez martwienia się i zastanawiania.
~*~
Miał cudowne życie, jednak wszystko rozpadło się  w mgnieniu oka. Zaczął dopiero żyć pełnią życia, kiedy poznał Colin i to ona uświadomiła mu, że wszystko musi wyjść na jaw. Nie chce ranić ludzi, na których mu zależy. Nie chce, by jego dziecko wychowywało się bez ojca, ale jeszcze bardziej nie chce, by miało tak okropnego ojca jakim on może być. Nadszedł czas by wszystkie kłamstwa wyszły na jaw i by zasłużona kara go spotkała. Wyrzuty sumienia nie dają mu już spokoju i wykańczają go psychicznie. To już koniec. 
~*~
Pospiesznie wbiegła do pensjonatu, ponieważ zaczynał padać deszcz. Właśnie dzięki takiej pogodzie miała wenę i chęć do pisania. Wchodząc do kuchni zobaczyła Luce i Davida siedzących na tarasie, trzymali się za ręce, ale Luce płakała wtulona w ramię Davida. Colin nie chciała im przeszkadzać, więc nabrała tylko trochę sałatki owocowej stojącej po środku stołu i zniknęła na schodach. Zamknęła drzwi na klucz, by nikt jej nie przeszkadzał i z laptopem na kolanach zaczęła pisać. Przypomniała sobie wszystkie chwile spędzone z Fernando. Pierwsze spotkanie, kiedy zobaczyła ten ból i cierpienie w jego oczach, moment kiedy dał jakiś znak życia i ścisnął jej dłoń... łzy gdy w końcu uścisnął Norę.
Bez dwóch zdań był dla niej kimś ważnym. Zaangażowała się w jego życie, ale czy nie za bardzo? Najpierw chciała zbić niezłą sumę pieniędzy, lecz później liczyła się prawda, chciała oczyścić wizerunek Torresa, by ludzie nie osądzali go za to, co się wydarzyło. Zdała sobie sprawę jak ten człowiek na nią wpłynął. Z aroganckiej egoistki stała się osobą zdolną do okazywania uczuć, zaczęło zależeć jej na czymś bardziej niż na pracy.
Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy zapisała kilkanaście kolejnych stron. Była z siebie dumna. Dużo bardziej niż z dobrze napisane artykułu, lecz z tego, że udowodni niewinność człowieka. Wcześniej wysłała kilka pierwszych stron szefowi, ten odpowiedział, że cała historia jest naprawdę świetna i że poleci Colin wydawnictwu z którym współpracuje Chicago Company.
~*~
Kiedy po jakiś dwóch godzinach postanowiła zejść na kolacje rozległo się pukanie do drzwi. Powoli je otworzyła i zobaczyła Davida stojącego po drugiej stronie ze spuszczoną głową.
- Cześć. Musimy pogadać. - jęknął spoglądając jej w oczy.
- Jasne, też chcę coś wyjaśnić. - odrzekła wpuszczając go do środka. Po chwili obok pojawiła się Luce i przeszła obok zdezorientowanej Colin. Czyżby David powiedział jej o wszystkim? Dziennikarka oparła się o drzwi mierząc wzrokiem swoich gości, którzy usiedli na łóżku.
- Colin, chciałem powiedzieć ci coś... o Fernando. - powiedział prosto z mostu, na co nogi ugięły się pod blondynką. Kiedy spojrzała mu w oczy wszystko zaczęło do siebie pasować. Krew zaczęła pulsować jej w uszach, zrobiło się słabo. Jeśli nie Juan, to kto podał mu te narkotyki?
- Dlaczego? - szepnęła mrużąc oczy. David tylko spuścił głowę. Wiedział o co jej chodzi, wiedział. - Od początku tylko się mną bawiłeś! - krzyknęła podchodząc bliżej - Chciałeś bym nie dowiedziała się niczego od Fernando!
- Colin, posłuchaj mnie. - również wstał i złapał dziewczynę za nadgarstki.
- Nie dotykaj mnie! - próbowała się mu wyrwać. - A ty co?! - zwróciła się do Luce, która cicho siedziała na łóżku z nogą założoną na nogę. - Wiedziałaś o tym od początku?! A może brałaś w tym udział! Oboje jesteście chorzy! - dodała.
- Możesz się na chwilę przymknąć i mnie posłuchać?! - wrzasnął David, na co Colin od razu ucichła. Po raz pierwszy tak się do niej odezwał. Wystraszyła się, naprawdę się wystraszyła, chciała jak najszybciej się stąd wynieść.
- Wiem, że tego co zrobiłem nie da się usprawiedliwić i nie proszę cię o wybaczenie, broń Boże. - uniósł ręce w geście obronnym. - Chcę tylko żebyś wiedziała dlaczego. - zmierzył ją wzrokiem, by mieć pewność, że się uspokoiła. - Miałem narzeczoną, Lisę, którą kochałem ponad życie. - na wspomnienie o niej lekko się uśmiechnął. - Ale wszystko zaczęło się walić. Poroniła, straciliśmy nasze pierwsze dziecko, a ona zaczęła obwiniać o to siebie. W końcu wpadła w depresję, trafiła do ośrodka psychiatrycznego. Wszyscy zaczęli mówić, że jest wariatką, że jest stuknięta. W końcu popełniła samobójstwo. Nie mogłem tego wszystkiego znieść, a Fernando był jedynym który mnie rozumiał. Kiedy wieść o romansie Juana z Olallą się rozeszła chciałem, by ta kobieta cierpiała. Zraniła mojego najlepszego przyjaciela...
- Jesteś chory. - syknęła Colin nie mogąc spojrzeć na Luiza.
- ... postanowiłem, że ja również ją zranię. - mówił dalej nie zwracając uwagi na docinki Colin. - Kiedy chcieli to wszystko naprawić byłem w tej knajpie. Dosypałem Fernando tego świństwa do picia. Nie chciałem, by dzieci również ucierpiały. To wszystko wymknęło się spod kontroli. Ale nie mogłem się przyznać, nie miałem odwagi... dopiero teraz, kiedy poznałem ciebie... - spojrzał na nią wzrokiem zbitego psa, na co Colin prychnęła.
- Jesteś żałosny! Chcę znać prawdę! Powiedz mi prawdę, nie opowiadaj jakiś zmyślonych historyjek, by kogoś zmiękczyć!
- To jest prawda! - krzyknął chwytając jej ramiona. - Musisz mi uwierzyć.
- Nie. - spojrzała mu w oczy i miała ochotę splunąć mu w twarz. - Gnij w piekle. - zakończyła wyrywając mu się i wychodząc trzaskając drzwiami.

Od autorki: Tak oto przestawiam Wam, moje drogie przedostatni rozdział. Wiem, że nie jest wybitny, ale zawsze coś. Opinię pozostawiam Wam! Bardzo trudno będzie mi się pożegnać z tym opowiadaniem, ale takie słowa pozostawię na epilog. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał to zachęcam do zajrzenia na tu-me-ayudas, gdzie pojawił się prolog. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 8

Jak to kiedyś ktoś mądry powiedział: ,,W zemście i w miłości ko­bieta jest większym bar­barzyńcą niż mężczyzna." co było czystą prawdą. Przez cały czas, gdy Fernando opowiadał jej o zdradzie Juana i Olalli próbowała ukryć swoją wściekłość na tą kobietę, lecz kiedy wróciła do mieszkania pozwoliła dać upust emocją. Pierwsze co zrobiła to kopnęła w łóżko, ale później zaczęła płakać. Czuła wręcz fizyczny ból z powodu Fernando. Oddałaby wszystko, by móc mu pomóc. Hiszpan wycierpiał już zdecydowanie za dużo. Juan oczywiście również nie był bez winy, ale on jest mężczyzną, a mężczyźni są... po prostu mężczyznami. To Olalla od lat była żoną Fernando, mieli dzieci, byli rodziną, a ona tak po prostu go zdradziła.
Usłyszała pukanie do drzwi, na co się wzdrygnęła. Powoli podeszła do nich, a kiedy lekko je uchyliła zobaczyła twarz Davida. Chciała jak najszybciej zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, jednak on na to nie pozwolił.
- Czy z łaski swojej mógłbyś dać mi spokój?! Czego znowu chcesz? - wysyczała przez zęby starając się opanować emocje.
- Porozmawiać. - odpowiedział aż za spokojnie. Colin opadła z sił przez mocowanie się z drzwiami i wpuściła Davida. Brazylijczyk wszedł szybko do środka i zamknął za sobą drzwi. - Colin musimy porozmawiać. - dodał siadając na parapecie.
- Nie mamy o czym! Po tym wszystkim co mi zrobiłeś chcesz porozmawiać ?! - skrzyżowała ręce na piersi i ślepo gapiła się w ścianę przed sobą, byleby nie spojrzeć w piękne, brązowe oczy Luiza.
- Wiesz dlaczego tak się zachowuję?- szepnął jakby do siebie. - Przez ciebie. Zanim przyjechałaś miałem wszystko poukładane. Piłka, Luce... na nic innego nie miałem czasu. Ale wtedy zjawiłaś się ty! Przeprowadzałaś z nami te krótkie wywiady, później kochaliśmy się... nie raz. - mówiąc ostatnie słowa uśmiechnął się półgębkiem. - Ale tu nie o to chodzi. Chodzi o to, że zakochałem się w tobie, a zrobiłem te świństwa by cię ode mnie uwolnić. Lin, nawet nie wiesz jak złym człowiekiem jestem! - dodał podchodząc bliżej do blondynki. Kiedy ujął jej twarz w dłonie poczuła dreszcz przechodzący przez jej ciało, od czubka głowy aż po palce stóp. - Jestem zły, a zakochałem się we wspaniałej dziewczynie... - zakończył lekko drżącym głosem. Przez długie sekundy spoglądał w oczy dziennikarki próbując odczytać z nich jakiekolwiek uczucia. Nie potrafił tego zrobić, bo był złym człowiekiem, któremu należało się potępienie. Ale nie mógł się powstrzymać. Zakochał się w tej dziewczynie w chwili, kiedy prawie uderzył ją drzwiami prowadzącymi na Stamford Bridge. Delikatnie musnął usta Lin, czekając na jakąkolwiek reakcję. Mimo, ze nie doczekał się żadnej potraktował to jak pozwolenie, więc pocałował ją znów, tym razem dłużej i namiętniej. David całował blondynkę otwierając jej usta swoimi wargami i wsuwając powoli do nich język. Colin, mimo, że coś w środku mówiło jej, że popełnia straszny błąd odwzajemniała pocałunki Luiza. Przywarła do niego całym ciałem powoli pieszcząc swoimi dłońmi jego szyję, łopatki i klatkę piersiową. Był jej narkotykiem. Mimo krzywd, które jej wyrządził pragnęła go, jak nikogo innego. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie odczuwała potrzebę przebywania z nim, smakowania jego miękkich ust, dotyku dłoni, słodkich słówek, które szeptał jej do ucha.
- Jestem zły. - rzekł ponownie odsuwając się od spragnionej jego dotyku dziewczyny. 
- Nie, David. - szepnęła wręcz zrozpaczona. - Nie jesteś zły, tylko zagubiony. - dodała podchodząc bliżej, jednak Brazylijczyk posłał jej ostatnie spojrzenie i wyszedł zamykając za sobą drzwi z hukiem, zostawiając na środku pokoju dziewczynę, którą kochał, którą obdarzył najprawdziwszym uczuciem, najszczerszym jakim mógł kochać mężczyzna.
~*~
Po śmierci ukochanej, która popełniła samobójstwo przez długi czas nie mógł dojść do siebie. Zmienił się nie do poznania. Nie był już tym sympatycznym chłopakiem, dla którego najważniejsza była rodzina, tylko playboyem, stałym bywalcem burdeli, który topi swoje smutki w alkoholu. Wszyscy myśleli, że niejaka Lucinda Watson sprowadzi go na właściwą drogę, jednak mylili się, a ona cierpiała.
~*~
Colin przez parę dobrych minut stała na środku pokoju jak słup soli nie mogąc pojąć co stało się przed chwilą. Czy ten David, ta cholerna świnia... czy on właśnie przyszedł do niej, przyznał się do błędu, pocałował ją i po prostu odpuścił? 

Wreszcie, dochodząc powoli do siebie usiadła na parapecie, w miejscu, w którym przed chwilą siedział David i wzięła do ręki telefon. Wzięła się w garść, by zadzwonić do Mari Paz i poprosić ją, by Nora znów mogła spotkać się z Fernando. przez całą tą kilkuminutową rozmowę, która w ostateczności zakończyła się powodzeniem głos jej drżał i musiała co chwilę przerywać, by spokojnie nabrać powietrza. Umówiła się z Mari Paz, że jutro po śniadaniu przyjadą z Norą do ośrodka. Chciała również rozmówić się z Juanem, jednak nie wiedziała że znajdzie na to chociaż odrobinę siły. Historia Torresa, w którą wciągnęła się bez reszty, która w pewnym sensie nadała sens jej życiu, to co przed chwilą zrobił David... a ona ma się jeszcze kłócić z Juanem? Po co? Jaki miało to sens? I tak już nic nie zdziała, nie można cofnąć przeszłości, a do Maty nic nie dotrze. 
~*~
Następnego dnia na pół przytomna zwlokła się z łóżka i weszła pod prysznic. Pierwszym, o czym pomyślała to David. Chciała czuć jego dłonie na swoim ciele... i wtedy skończyła się ciepła woda i dziennikarka wróciła na Ziemię. Schodząc na śniadanie miała nadzieję, że spotka tam Luiza, jednak tak się nie stało. Usiadła na werandzie z talerzem kanapek i ciepłą kawą. Nie miała na nic siły, nawet na gryzienie kawałków chleba, czy chociażby myślenie. 
- Cześć, Colin. - usłyszała piskliwy głos Luce, która po chwili przysiadła się do niej.
- Hej. - blondynka wymusiła uśmiech na twarzy popijając kanapkę kawą.
- Chciałam się pochwalić, że razem z Davidem stwierdziliśmy, że jeśli urodzi się dziewczynka damy jej na imię Nora, a jeśli chłopiec będzie się nazywał Leo. - oznajmiła z szerokim uśmiechem na twarzy. Colin przez chwilę zastanawiała się jak można tak bardzo rozszerzyć usta, dopiero po chwili uświadomiła sobie, że imiona, które wymówiła Luce należą do dzieci Fernando, przynajmniej do jednego z nich... wtedy zrobiło jej się wręcz niedobrze. Wyobraziła sobie... próbowała wyobrazić sobie jak to jest stracić dziecko i ledwo powstrzymała łzy.
- Wszystko dobrze? - zapytała Luce widząc dziwne zachowanie Colin.
- Tak, tak. Wybacz mi, ale śpieszę się, porozmawiamy później. - zakończyła rozmowę i odeszła. Wróciła do pokoju, by spakować laptop. Chciała pokazać Fernando pierwsze rozdziały książki o nim. 

Po kilkudziesięciu minutach stała przed ośrodkiem czekając na Mari Paz i Norę, które miały przyjechać tu taksówką. W końcu, po dość długim czekaniu zjawiły się.
- Wybacz, za to spóźnienie, ale Nora troszkę marudziła. - oznajmiła Mari Paz.
- Nic nie szkodzi. - Colin lekko się uśmiechnęła. - Cześć, myszko. - kucnęła, by zrównać się z małą Torresówną. - Mam dla ciebie niespodziankę, wiesz? Pewnie się ucieszysz, chodź... - dodała wciąż się uśmiechając. Wzięła Norę za rękę i wprowadziła najpierw do ogrodu, gdzie jednak Fernando nie siedział, a później po schodach, na piętro aż do jego pokoju. 
- Puk, puk. - powiedziała wchodząc do środka. Jej oczom ukazał się Fernando stojący przy oknie w szarych, dresowych spodniach, czystej białej koszulce i trochę przydługich włosach, dzięki którym wyglądał uroczo. Kiedy odwrócił się w ich stronę i zobaczył Norę oczy mu się zaszkliły. 
- Cześć, tatusiu. - szepnęła mała wciąż ściskając dłoń Colin. Hiszpan nie wiedział co zrobić, co powiedzieć, jednak łzy już spływały mu po policzkach.
- Norcia. - szepnął ledwo dosłyszalnie i kucnął do córki, która już do niego biegła. Kiedy wpadła mu w ramiona Colin wybuchnęła płaczem. Cała się trzęsła, wciąż nie docierało do niej co osiągnęła. Nie docierało do niej, że pomogła cierpiącemu człowiekowi.

Od autorki: Przed Wami kolejny rozdział mojej telenoweli. mam nadzieję, że się podoba, bo mi osobiście przypadł do gustu. Rozdział dedykuję kochanej Nandos, która jutro ma egzaminy na uczelni, a się nie uczy, tylko koczuje na ten rozdział. Jeśli któraś jeszcze nie wie, to na he-was-gone pojawił się 2 rozdział, więc zapraszam. Mam w planach napisać opowiadanie z Juanem Matą w roli głównej, które będzie moim podziękowaniem dla niego za to, co zrobił dla Chelsea. Myślicie że to dobry pomysł? Ja już kończę, bo zeszyt z biologii i biotechnologia tradycyjna na mnie czeka. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.
Zostawiam Was z blond Fernando <3