poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 7

Siedzę w sypialni i piszę, bo nie wiem co robić. Ona śpi w łóżku... moim łóżku, obok, naga, tak piękna i bezbronna. Mam okropne wyrzuty sumienia, wcześniej nie były takie... intensywne. Już ustaliliśmy ,,Czy mu powiedzieć?" teraz myślimy nad tym ,,Kiedy?". Tak bardzo nie chcemy go ranić, jest wspaniałym piłkarzem, ojcem, mężem i przyjacielem, ale nie możemy nic poradzić na to, że się kochamy. Nie wiem nawet jak to wytłumaczyć. Znaliśmy się od lat, byliśmy przyjaciółmi, aż nagle, tak po prostu stało się. Zakochaliśmy się w sobie, całowaliśmy się, zachowywaliśmy się jak nastolatki. Uświadomiłem sobie jak bardzo ją kocham... tak bardzo jak Bogu ducha winny Fernando, który nie da sobie rady, gdy się o nas dowie. Załamie się, a ja będę cierpiał razem z nim...
~*~
Idąc do ośrodka wręcz promieniała ze szczęścia. Zaraz po przebudzeniu wzięła prysznic, ubrała się i zeszła na śniadanie. Nawet widok Davida, zawistnie na nią patrzącego nie zepsuł Colin humoru. Chciała znów usłyszeć głos Fernando. Czuła się wyjątkowa, że powiedział właśnie do niej to jedno, lecz tak ważne słowo. Była z siebie po prostu dumna, że nie poddała się i wciąż go odwiedzała. Dało jej to jeszcze większą siłę i determinację. W głowie miała już ułożone dzisiejsze spotkanie. Torres znów się odezwie, tym razem wypowie całe zdanie i jej imię. W nocy wiele razy próbowała sobie wyobrazić Fernando mówiącego 'Colin' i za każdym razem czuła jak serce zaczyna bić jej szybciej i ten ucisk w dołku.
- Juan, cześć. - uśmiechnęła się, kiedy wpadła na przyjaciela w ogrodzie.
- Co tutaj robisz? - zapytał zmieszany, a w jego oczach można było zobaczyć strach.
- Przyszłam do Fernando. Wczoraj się odezwał. - odparła zadowolona z siebie.
- Słucham? - wybałuszył oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co Colin przed chwilą powiedziała. - Ale jak to? Co powiedział?
- Dziękuję... - lekko się uśmiechnęła. - Podziękował mi.
- Tylko tyle? - dopytywał z usłyszaną ulgą w głosie, która zaniepokoiła Colin, jednak nie dała tego po sobie poznać.
- Tak tylko tyle. - odparła. Wymienili jeszcze kilka bezsensownych zdań, po czym Juan odszedł, a Colin poszła do recepcji pytając o Torresa, który jak się okazało siedział znów w swoim pokoju. Przez całą drogę do pomieszczenia nie przestawała myśleć o reakcji Juana, która nie tyle ją zaskoczyła, co zaniepokoiła i to poważnie. 
- Cześć, Fernando. To znowu ja. - szepnęła powoli wchodząc do pokoju. To co zobaczyła sprawiło, że zdrętwiała i nie mogła się poruszyć.
~*~
Wiem, że nie jestem idealny, ale nie jestem też zły. Chociaż... niech będzie, jestem okropny, ale nie chcę taki być. Nie umiem sobie sam z tym poradzić! Zachowuję się strasznie, nie szanuję ludzi dookoła, ale nie umiem inaczej. Jest tylko jedna osoba, która mnie rozumie, która rozumie z czym muszę sam się zmagać. Moja narzeczona, moja kochana Lisa dwa lata temu popełniła samobójstwo. Dlaczego? Bo poroniła i obwiniała za to tylko siebie. Miała depresję, trafiła do ośrodka psychiatrycznego. Nie mogłem tego znieść! Wszyscy uważali moją Lisę za wariatkę, a nie rozumieli jak cierpiała! Dlaczego akurat nam się to zdarzyło?
~*~
Stała przy drzwiach jak słup soli, nie mogąc się z siebie wydusić słowa. Fernando stał naprzeciw niej i rozdzierał jedno ze zdjęć, które jeszcze przed chwilą wisiało na ścianie, po czym wrzucił je do kosza stojącego obok szafki z ubraniami.
- Hej, co się stało. - zdołała z siebie wydusić. Wiedziała, że nie doczeka się odpowiedzi. Podeszła do Hiszpana, chwyciła go za ramiona i spojrzała w oczy. Zobaczyła w nich zbierające się łzy, a wargi Torresa drżały. Przez ułamek sekundy przez głowę przeszła jej myśl, by go pocałować, jednak zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Wspięła się na palce i przytuliła go mocno. Czuła jak całe jego ciało trzęsie się z emocji. Po chwili jego ręce powędrowały na plecy Colin.
Siedzieli w ciszy na łóżku Fernando.  Mężczyzna oparty o ścianę nerwowo wyłamywał w palce.
- Wiem, że nie chcesz mówić, a co dopiero opowiedzieć mi co się stało, ale wiedz, że jestem tu dla ciebie i zawsze cię wysłucham. - oznajmiła dziennikarka pokrzepiająco kładąc dłoń na ramieniu Fernando. Hiszpan spojrzał na nią, lecz nic nie odpowiedział. Dotknął tylko jej ręki, po czym wrócił do gapienia się na ścianę. Nie wiedziała o czym myśli, ale w tej chwili oddałaby dosłownie wszystko, żeby się dowiedzieć. - Zaczęłam pisać książkę o twoim życiu. - wypaliła w końcu chcąc zwrócić jego uwagę. - Czytałam dużo o tym, co się stało, ale chciałabym poznać twoją wersję i to właśnie ją opiszę. Fer, chcę by ludzie dowiedzieli się jak to naprawdę było i przestali cię obwiniać. - dodała błagalnym tonem. Czekała parę długich sekund, które wydawały się być godzinami, kiedy w końcu ponownie na nią spojrzał.
- Nie jestem wart twojego wysiłku. Nie marnuj na mnie czasu. - rzekł. W tej chwili serce Colin rozpadło się na małe kawałeczki. Powiedział to tak gardłowym głosem, jakby zaraz miał się rozpłakać. Tak bardzo chciała mu pomóc! Chciała zdjąć z jego barków ten ciężar.
- Fernando! Nie mów tak! Przeszedłeś tak wiele, jesteś wspaniałym człowiekiem i wszyscy muszą się o tym dowiedzieć! - odparła praktycznie krzycząc. Chciała by znów na nią spojrzał, by się odezwał, jednak nie zrobił tego. Nie wiedział, jak na nią działa. Jego głos był dla Colin narkotykiem, zrobiłaby wszystko, by znów go usłyszeć. - Spójrz na mnie! Odezwij się! - błagała wstając i kucając przed nim, by zwrócił uwagę. Torres jednak spoglądał ślepo przed siebie, ale jego usta drżały. - Wiem, że potrafisz się odezwać! Umiesz, gdybyś tylko chciał nie siedziałbyś tutaj tylko w domu z Norą! Jesteś zwykłym tchórzem, który nie potrafi poradzić sobie z przeszłością! - krzyknęła, a łzy spływały jej po policzkach. Wtedy stało się coś, czego się nie spodziewała. Fernando wstał i szybkim ruchem złapał ją za nadgarstki i przygwoździł swoim ciałem do ściany, na której wisiały zdjęcia. Ze strachem spoglądała w jego brązowe oczy.
- Skąd możesz wiedzieć co czuję?! Zjawiłaś się nie wiadomo skąd i zgrywasz świętą. Nie przyszło ci do głowy, że nie chcę twojej pomocy ?! - odparł równie głośno. W oczach Hiszpana widziała ogień, a na twarzy pojawiły się rumieńce. Z każdą sekundą, w której ich oddechy uspokajały się napór ciała Torresa na Colin słabł.
- Potrzebujesz pomocy. - szepnęła spokojnie. - Masz rację, nie wiem przez co przechodzisz, ale proszę, pozwól sobie pomóc. Jeśli nie chcesz tego zrobić dla siebie pomyśl o Norze. Ona cię potrzebuje. - jęknęła żałośnie spoglądając na niego wciąż załzawionymi oczyma.
~*~
Dlaczego stało się z nim to, co się stało? Dowiedział się. Nie wszystkiego, ale przyłapał nas na pocałunku. W tamtym momencie wiedziałem, że mi nie wybaczy. Straciłem najlepszego przyjaciela, który zrobiłby dla mnie wszystko, skoczyłby za mną w ogień, a ja tak po prostu odebrałem mu ukochaną żonę. Po kilku tygodniach Olalla zadzwoniła i powiedziała, że jadą wszyscy razem na kolację. Rozumiałem ją. Chciała ratować swoje małżeństwo, rodzinę. Ja na jej miejscu zrobiłbym dokładnie to samo. Szok przeżyłem, kiedy rano, następnego dnia w wiadomościach prezenter powiedział, że: ,,Fernando Torres pod wpływem narkotyków zabił swoją żonę i syna." Nie zdajecie sobie sprawy jak się poczułem. Mój przyjaciel, przeze mnie wziął narkotyki i kiedy wracali ze wspólnej kolacji stracił panowanie nad samochodem i wszyscy wpadli do rzeki. Przeżył on i Nora, która będzie żyła do końca życia ze świadomością, że tata zabił jej mamę i brata. A co musiał czuć Fernando, kiedy wszystko do niego dotarło? Nie chcę nawet o tym myśleć. 
~*~
Po długim czasie Fernando zgodził się opowiedzieć Colin o wypadku i o tym, co działo się później.  Mówił, że nie pamięta szczegółów, ale jest pewny, że sam nie wziął narkotyków, że nie byłby do tego zdolny. Opowiedział również o romansie Juana i Olalli i jak bardzo był załamany. Chciał wybaczyć żonie, by ratować rodzinę, by nie pozwolić, żeby dzieci wychowywały się w rozbitej rodzinie. Co to jednak związek bez miłości? Kiedy o tym mówił Colin miała ochotę zabić Juana. Jak mógł tak po prostu przychodzić do Torresa po tym wszystkim co zrobił? Buzowało w niej.
~*~
Dlaczego dosypałem mu tego świństwa do picia? Bo byłem zazdrosny. Byłem tak cholernie zazdrosny, że jest szczęśliwy, że ma żonę, dzieci i ma tak cudowne życie. Chciałem, by ktoś poczuł to samo co ja, by to zrozumiał, że posunąłem się do tak karygodnego czynu. Wiem, że nie ma dla mnie przebaczenia. Jestem złym człowiekiem, bo gdy usłyszałem o wypadku ucieszyłem się, że będę miał z kim dzielić uczucia, przemyślenia. Nie trwało to jednak dłużej niż minutę. Uświadomiłem sobie, że moje życie nie ma sensu, po tym co zrobiłem. Bóg mi tego nie wybaczy, będę na zawsze potępiony. Chciałem się zgłosić na policję, jednak coś wewnątrz mnie, co powinno się odezwać nie dało o sobie znać. Nie miałem wyrzutów sumienia. Nie przejmowałem się tym. Nie wysiliłem się nawet, by go odwiedzić. 

Od autorki: No i kolejny rozdział za nami. Wiem, że robi się z tego taka hiszpańska telenowela i że fabuła jest zagmatwana, ale tak wyszło. Mam nadzieję, że coś z tego rozumiecie. Serce mi się kraja, że tak krzywdzę naszego pieguska. Proszę o szczere komentarze, to naprawdę motywuje! Zapraszam również na pierwszy rozdział na he-was-gone. Pozdrawiam i do napisania. Laurel.

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 6

Miłość jest czystym złem. Wchodzi w Twoje życie, do Twojej głowy, a ty nic nie możesz zrobić, tylko się jej poddać. Jest taka nagła, nieprzewidywalna, zaskakująca, bezpośrednia... niezrozumiała. Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się zakochać w osobie, którą znasz od wieków? Wydawać by się mogło, że to niemożliwe. Znacie się, wiecie o sobie praktycznie wszystko, nie czujecie nic oprócz przyjaźni, aż tu nagle BUM! Miłość wdziera się do waszych umysłów - nie możecie myśleć o czymś innym, tylko o sobie nawzajem, do waszych ciał - zwykłe uściśnięcie dłoni jeszcze nigdy nie było czymś tak przyjemnym i intymnym, a pierwsze zbliżenie czułe, namiętne... powodowało dreszcze na całym ciele. Niestety, po pewnym czasie Miłość opanowuje również dusze i macie potworne wyrzuty sumienia. Co jednak możecie na to poradzić? Kochacie się, z utęsknieniem czekacie na kolejne spotkanie. Czujecie się jak Romeo i Julia, których miłość była równie tragiczna w skutkach jak wasza... ale wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliście.
~*~
Colin siedziała na parapecie wysyłając szefowi skończony i poprawiony już artykuł zajadając winogrona, do których przekonała się dopiero w Chicago. Kiedy mieszkała w Szkocji jadła tylko jabłka i gruszki, a kiedy się przeprowadziła zaczęła tonami jeść różne owoce. Odłożyła laptopa i spojrzała przez okno. Przez ostatnie kilka dni nie mogła przestać myśleć Fernando Torresie. Był dla niej zagadką. Tak, czytała o nim, wiedziała co działo się w jego życiu, ale jaki był naprawdę? Co czuł, jak się zachowywał? Tego nie wiedział nikt. Chciała mu pomóc, teraz tylko to się liczyło. Wzięła szybki prysznic, wysuszyła włosy, ubrała sukienkę i sandałki, po czym wyszła z pokoju. Kiedy zamykała drzwi poczuła chłodny oddech na szyi i opuszki palców sunące po jej łopatkach.
- Jesteś tak seksowna, gdy się złościsz. - usłyszała chrypliwy głos. 
- Spierdalaj. - syknęła chcąc odejść, jednak drogę zagrodziła jej ręka Davida. - Czego chcesz? 
- Ciebie, kotku. - odparł przysuwając się bliżej i dotykając nosem jej skroni.
- Palant. - warknęła policzkując go po czym odeszła.
- Pożałujesz tego jeszcze! - usłyszała schodząc po schodach, na co przewróciła oczyma. Miała dość tego kretyna, wciąż do niej nie docierało, że mogła zakochać się w kimś takim. 
Idąc piechotą w stronę ośrodka, w którym przebywał Fernando poczuła wibrowanie komórki, którą trzymała w torebce.
- Słucham? - odebrała koncentrując się na światłach, które zaraz powinny się zmienić.
- Cześć, Colin! - usłyszała wysoki, lekko chrypliwy głos swojej znajomej z Chicago - Melody.
- Mel! - ucieszyła się przechodząc przez pasy.
- Czemu się nie odzywasz? Pamiętasz, miałaś zadzwonić kiedy dolecisz.
- Wybacz, ale miałam tyle spraw na głowie. Co u ciebie słychać?
- Wszystko okej, pokłóciłam się z Landonem, ale myślę że wszystko będzie okej. Szefowi bardzo podobał się twój artykuł, nie jest jednak zadowolony z tego, że zostałaś na dłużej w Londynie.
- Mam do załatwienia coś bardzo ważnego, nie wiem ile to jeszcze potrwa. Przeproś go ode mnie raz jeszcze i powiedz, że będę jak najszybciej mi się uda.
- Spokojnie, przekażę. A jak tam u ciebie?
- Nawet nie wiesz ile się dzieje. Opowiem ci wszystko po powrocie, na razie muszę lecieć, zdzwonimy się wieczorem. Trzymaj się, buziaki. - zakończyła rozmowę rozłączając się. Stała właśnie przed bramą ośrodka. Przywitała się ze strażnikiem, po czym pokazała mu przepustkę i weszła do ogrodu. Zaczęła się rozglądać i chodzić wąskimi dróżkami z kamienia, jednak na żadnej z ławek nie widziała Torresa.
- Przepraszam panią, gdzie znajdę Fernando Torresa? - zapytała czarnoskórą pielęgniarkę, która prowadziła starszego mężczyznę w okularach.
- O ile mi wiadomo od rana jest w swoim pokoju i nie chce wyjść.
- Dziękuję bardzo. - odrzekła, po czym odeszła. Weszła do budynku przez oszklone drzwi z tarasu, po czym skierowała się w stronę recepcji. Ośrodek wcale nie przypominał psychiatryka. Ściany były pomalowane na brzoskwiniowy kolor, wisiały na nich przyjemne dla oka obrazy, w poczekalni znajdowały się wygodne fotele i stoliki, na których leżały stosy magazynów i gazet.
- Przepraszam, mógłby mi pan powiedzieć, jest pokój pana Torresa? - zapytała przesłodzonym głosem uśmiechając się kokieteryjnie do mężczyzny koło trzydziestki. Był dość przystojny, wysoki, dobrze zbudowany, a na jego palcu nie zauważyła obrączki.
- Ma pani przepustkę? - zapytał. Wtedy Colin myślała, że się popluje i posmarka w jednej chwili. Mówił, jakby był w trakcie mutacji, lub w ogóle jej nie przeszedł. Już Luce miała bardziej męski głos od niego.
- T...tak, oczywiście. - odparła powstrzymując się od śmiechu i wyciągając dokument z torebki.
- Pokój 54. - oznajmił.
- Dziękuję. - wydukała odchodząc. Weszła na pierwsze piętro, tym razem ściany były pomalowane na jasny turkus. Skręciła w prawo i na samym końcu zobaczyła numer 54. Serce zaczęło jej szybciej bić, poczuła ucisk w dołku i mimowolnie uśmiechnęła się. Lubiła spotykać się z Fernando, mimo że nawet nie zwracał na nią uwagi czuła się przy nim sobą. Była tą prawdziwą Colin, nie musiała nikogo udawać. Zapukała, ale oczywiście nikt nie odpowiedział, więc delikatnie nacisnęła klamkę i uchyliła drzwi. Zobaczyła Torresa siedzącego na ziemi, opartego o łóżko i patrzącego na przeciwną ścianę. Szkotka również tam spojrzała. Zobaczyła na niej kilka przylepionych taśmą klejącą zdjęć. Na jednym cała czwórka Torresów uśmiechała się do obiektywu, a za nimi można było zobaczyć plażę, na drugim widniały podobizny Nory i Leo, a na trzecim przybliżona twarz Olalli.
- Witaj, Fernando. - uśmiechnęła się do niego delikatnie. Znów miał zarośniętą twarz, jednak zobaczyła lekki ruch wargi. - To znowu ja, Colin. Pamiętasz mnie, prawda? Posiedzę z tobą chwilę, dobrze? - zapytała siadając na ziemie obok. Wpatrywała się w niego studiując każdy centymetr twarzy Hiszpana. - Hej, Fer, spójrz na mnie. - jęknęła ściskając jego rękę. Drugą dłoń położyła na  policzku Torresa i odwróciła jego twarz w swoją stronę. Spojrzał mu głęboko w oczy, które wciąż wyrażały te same emocje, przez co ponownie krajało jej się serce. - Pomogę ci, rozumiesz? Nie odpuszczę, do puki znów nie będziesz szczęśliwy. - dodała gładząc policzek byłego piłkarza.
~*~
Wasza miłość z każdym dniem rozkwita, robi się coraz bardziej gorąca i namiętna. Nie możecie powstrzymać waszych ciał, każdy dotyk sprawia niewyobrażalną przyjemność, a od pocałunków kręci wam się w głowach. Nie możecie złapać oddechów, kiedy się widzicie. Oni przeżywali dokładnie to samo. Ich miłość była zakazanym owocem, a jak to się mówi: ,,Zakazany owoc smakuje najlepiej". Wyobrażacie sobie co ci zakochani przeżyli, kiedy ich związek wyszedł na jaw? Te potworne wyrzuty sumienia. Oboje kogoś zdradzili. Ona męża, a on przyjaciela. Co jednak mogli na to poradzić? W końcu Miłość jest okrutna i uderza w najmniej oczekiwanym i najmniej odpowiednim momencie.
~*~
Robiło się coraz później, zaczęło się ściemniać, a deszcz lunął z nieba na ulice Londynu. Colin siedziała obok Torresa opowiadając mu o rzeczach, które wydarzyły się w ostatnich miesiącach. W pewnym momencie zauważyła łzę spływającą z kącika oka Hiszpana, który bez przerwy wpatrywał się w zdjęcia na ścianie.
- Fernando. - szepnęła. - Nie możesz się wciąż zadręczać. Ten wypadek, to nie była twoja wina i pomogę ci to udowodnić, ale musisz się otrząsnąć. Nora cię kocha i potrzebuje! Nie chcesz chyba, żeby wychowywała się bez ojca i w przekonaniu, ze to on jest winny śmierci jej matki i brata. - dotknęła jego ramienia i czekała na jakąś reakcję. - Możesz wszystko zmienić, jesteś panem swojego życia. - dodała. Fernando otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak szybko je zamknął. Mięśnie pod jego białą koszulką napięły się, a szczęka zacisnęła. Serce podskoczyło Colin do gardła, wystraszyła się, jednak po chwili Hiszpan rozluźnił się. Powoli odwrócił głowę w jej stronę, spojrzał Colin w oczy i ledwo dosłyszalnym głosem szepnął:
- Dziękuję. - na dźwięk jego niskiego głosu włoski na jej ciele stanęły dęba. Wyobraziła sobie, jak mówił na co dzień zmysłowym, chrypliwym głosem. Fernando odwrócił się i znów spojrzał na fotografie.
 ~*~
Nie tylko dwójka zakochanych miała coś na sumieniu. Wbrew pozorom nie oni byli winni całej tej tragedii. Najbardziej zawinił On. Samotny, opuszczony przez wszystkich egoista, który był po prostu zazdrosny i chciał wykorzystać to zajście by poczuć się lepiej, zrobił to tylko dla rozrywki, która przemieniła się w koszmar.

Od autorki: Witajcie moi mili! Jak tam święta i Sylwester? Ja jestem bardzo zadowolona! Rozdział pisało mi się bardzo przyjemnie, jestem z niego dumna. Wiem, że część z Was chce mnie za to zlinczować, ale wybaczcie! Mam nadzieję, że się podoba. Co sądzicie o nowym szablonie? Mi bardzo się podoba, całkiem inny niż poprzedni. Proszę o szczere komentarze, one na prawdę wiele dla mnie znaczą. Pozdrawiam i do napisania, Laurel.
P.S. Rozdział dedykuję mojej wspaniałej Nandos, którą boli główka (nie przeze mnie, oczywiście!). Wiedzcie wszyscy, że za niedługo wróci ona do pisania... chociaż ,,za niedługo" może się przeciągnąć, haha. Kochana moja <3