Miłość jest czystym złem. Wchodzi w Twoje życie, do Twojej głowy, a ty nic nie możesz zrobić, tylko się jej poddać. Jest taka nagła, nieprzewidywalna, zaskakująca, bezpośrednia... niezrozumiała. Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się zakochać w osobie, którą znasz od wieków? Wydawać by się mogło, że to niemożliwe. Znacie się, wiecie o sobie praktycznie wszystko, nie czujecie nic oprócz przyjaźni, aż tu nagle BUM! Miłość wdziera się do waszych umysłów - nie możecie myśleć o czymś innym, tylko o sobie nawzajem, do waszych ciał - zwykłe uściśnięcie dłoni jeszcze nigdy nie było czymś tak przyjemnym i intymnym, a pierwsze zbliżenie czułe, namiętne... powodowało dreszcze na całym ciele. Niestety, po pewnym czasie Miłość opanowuje również dusze i macie potworne wyrzuty sumienia. Co jednak możecie na to poradzić? Kochacie się, z utęsknieniem czekacie na kolejne spotkanie. Czujecie się jak Romeo i Julia, których miłość była równie tragiczna w skutkach jak wasza... ale wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliście.
~*~
Colin siedziała na parapecie wysyłając szefowi skończony i poprawiony już artykuł zajadając winogrona, do których przekonała się dopiero w Chicago. Kiedy mieszkała w Szkocji jadła tylko jabłka i gruszki, a kiedy się przeprowadziła zaczęła tonami jeść różne owoce. Odłożyła laptopa i spojrzała przez okno. Przez ostatnie kilka dni nie mogła przestać myśleć Fernando Torresie. Był dla niej zagadką. Tak, czytała o nim, wiedziała co działo się w jego życiu, ale jaki był naprawdę? Co czuł, jak się zachowywał? Tego nie wiedział nikt. Chciała mu pomóc, teraz tylko to się liczyło. Wzięła szybki prysznic, wysuszyła włosy, ubrała sukienkę i sandałki, po czym wyszła z pokoju. Kiedy zamykała drzwi poczuła chłodny oddech na szyi i opuszki palców sunące po jej łopatkach.
- Jesteś tak seksowna, gdy się złościsz. - usłyszała chrypliwy głos.
- Spierdalaj. - syknęła chcąc odejść, jednak drogę zagrodziła jej ręka Davida. - Czego chcesz?
- Ciebie, kotku. - odparł przysuwając się bliżej i dotykając nosem jej skroni.
- Palant. - warknęła policzkując go po czym odeszła.
- Pożałujesz tego jeszcze! - usłyszała schodząc po schodach, na co przewróciła oczyma. Miała dość tego kretyna, wciąż do niej nie docierało, że mogła zakochać się w kimś takim.
Idąc piechotą w stronę ośrodka, w którym przebywał Fernando poczuła wibrowanie komórki, którą trzymała w torebce.
- Słucham? - odebrała koncentrując się na światłach, które zaraz powinny się zmienić.
- Cześć, Colin! - usłyszała wysoki, lekko chrypliwy głos swojej znajomej z Chicago - Melody.
- Mel! - ucieszyła się przechodząc przez pasy.
- Czemu się nie odzywasz? Pamiętasz, miałaś zadzwonić kiedy dolecisz.
- Wybacz, ale miałam tyle spraw na głowie. Co u ciebie słychać?
- Wszystko okej, pokłóciłam się z Landonem, ale myślę że wszystko będzie okej. Szefowi bardzo podobał się twój artykuł, nie jest jednak zadowolony z tego, że zostałaś na dłużej w Londynie.
- Mam do załatwienia coś bardzo ważnego, nie wiem ile to jeszcze potrwa. Przeproś go ode mnie raz jeszcze i powiedz, że będę jak najszybciej mi się uda.
- Spokojnie, przekażę. A jak tam u ciebie?
- Nawet nie wiesz ile się dzieje. Opowiem ci wszystko po powrocie, na razie muszę lecieć, zdzwonimy się wieczorem. Trzymaj się, buziaki. - zakończyła rozmowę rozłączając się. Stała właśnie przed bramą ośrodka. Przywitała się ze strażnikiem, po czym pokazała mu przepustkę i weszła do ogrodu. Zaczęła się rozglądać i chodzić wąskimi dróżkami z kamienia, jednak na żadnej z ławek nie widziała Torresa.
- Przepraszam panią, gdzie znajdę Fernando Torresa? - zapytała czarnoskórą pielęgniarkę, która prowadziła starszego mężczyznę w okularach.
- O ile mi wiadomo od rana jest w swoim pokoju i nie chce wyjść.
- Dziękuję bardzo. - odrzekła, po czym odeszła. Weszła do budynku przez oszklone drzwi z tarasu, po czym skierowała się w stronę recepcji. Ośrodek wcale nie przypominał psychiatryka. Ściany były pomalowane na brzoskwiniowy kolor, wisiały na nich przyjemne dla oka obrazy, w poczekalni znajdowały się wygodne fotele i stoliki, na których leżały stosy magazynów i gazet.
- Przepraszam, mógłby mi pan powiedzieć, jest pokój pana Torresa? - zapytała przesłodzonym głosem uśmiechając się kokieteryjnie do mężczyzny koło trzydziestki. Był dość przystojny, wysoki, dobrze zbudowany, a na jego palcu nie zauważyła obrączki.
- Ma pani przepustkę? - zapytał. Wtedy Colin myślała, że się popluje i posmarka w jednej chwili. Mówił, jakby był w trakcie mutacji, lub w ogóle jej nie przeszedł. Już Luce miała bardziej męski głos od niego.
- T...tak, oczywiście. - odparła powstrzymując się od śmiechu i wyciągając dokument z torebki.
- Pokój 54. - oznajmił.
- Dziękuję. - wydukała odchodząc. Weszła na pierwsze piętro, tym razem ściany były pomalowane na jasny turkus. Skręciła w prawo i na samym końcu zobaczyła numer 54. Serce zaczęło jej szybciej bić, poczuła ucisk w dołku i mimowolnie uśmiechnęła się. Lubiła spotykać się z Fernando, mimo że nawet nie zwracał na nią uwagi czuła się przy nim sobą. Była tą prawdziwą Colin, nie musiała nikogo udawać. Zapukała, ale oczywiście nikt nie odpowiedział, więc delikatnie nacisnęła klamkę i uchyliła drzwi. Zobaczyła Torresa siedzącego na ziemi, opartego o łóżko i patrzącego na przeciwną ścianę. Szkotka również tam spojrzała. Zobaczyła na niej kilka przylepionych taśmą klejącą zdjęć. Na jednym cała czwórka Torresów uśmiechała się do obiektywu, a za nimi można było zobaczyć plażę, na drugim widniały podobizny Nory i Leo, a na trzecim przybliżona twarz Olalli.
- Witaj, Fernando. - uśmiechnęła się do niego delikatnie. Znów miał zarośniętą twarz, jednak zobaczyła lekki ruch wargi. - To znowu ja, Colin. Pamiętasz mnie, prawda? Posiedzę z tobą chwilę, dobrze? - zapytała siadając na ziemie obok. Wpatrywała się w niego studiując każdy centymetr twarzy Hiszpana. - Hej, Fer, spójrz na mnie. - jęknęła ściskając jego rękę. Drugą dłoń położyła na policzku Torresa i odwróciła jego twarz w swoją stronę. Spojrzał mu głęboko w oczy, które wciąż wyrażały te same emocje, przez co ponownie krajało jej się serce. - Pomogę ci, rozumiesz? Nie odpuszczę, do puki znów nie będziesz szczęśliwy. - dodała gładząc policzek byłego piłkarza.
- Fernando. - szepnęła. - Nie możesz się wciąż zadręczać. Ten wypadek, to nie była twoja wina i pomogę ci to udowodnić, ale musisz się otrząsnąć. Nora cię kocha i potrzebuje! Nie chcesz chyba, żeby wychowywała się bez ojca i w przekonaniu, ze to on jest winny śmierci jej matki i brata. - dotknęła jego ramienia i czekała na jakąś reakcję. - Możesz wszystko zmienić, jesteś panem swojego życia. - dodała. Fernando otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak szybko je zamknął. Mięśnie pod jego białą koszulką napięły się, a szczęka zacisnęła. Serce podskoczyło Colin do gardła, wystraszyła się, jednak po chwili Hiszpan rozluźnił się. Powoli odwrócił głowę w jej stronę, spojrzał Colin w oczy i ledwo dosłyszalnym głosem szepnął:
- Dziękuję. - na dźwięk jego niskiego głosu włoski na jej ciele stanęły dęba. Wyobraziła sobie, jak mówił na co dzień zmysłowym, chrypliwym głosem. Fernando odwrócił się i znów spojrzał na fotografie.
Od autorki: Witajcie moi mili! Jak tam święta i Sylwester? Ja jestem bardzo zadowolona! Rozdział pisało mi się bardzo przyjemnie, jestem z niego dumna. Wiem, że część z Was chce mnie za to zlinczować, ale wybaczcie! Mam nadzieję, że się podoba. Co sądzicie o nowym szablonie? Mi bardzo się podoba, całkiem inny niż poprzedni. Proszę o szczere komentarze, one na prawdę wiele dla mnie znaczą. Pozdrawiam i do napisania, Laurel.
P.S. Rozdział dedykuję mojej wspaniałej Nandos, którą boli główka (nie przeze mnie, oczywiście!). Wiedzcie wszyscy, że za niedługo wróci ona do pisania... chociaż ,,za niedługo" może się przeciągnąć, haha. Kochana moja <3
- Palant. - warknęła policzkując go po czym odeszła.
- Pożałujesz tego jeszcze! - usłyszała schodząc po schodach, na co przewróciła oczyma. Miała dość tego kretyna, wciąż do niej nie docierało, że mogła zakochać się w kimś takim.
Idąc piechotą w stronę ośrodka, w którym przebywał Fernando poczuła wibrowanie komórki, którą trzymała w torebce.
- Słucham? - odebrała koncentrując się na światłach, które zaraz powinny się zmienić.
- Cześć, Colin! - usłyszała wysoki, lekko chrypliwy głos swojej znajomej z Chicago - Melody.
- Mel! - ucieszyła się przechodząc przez pasy.
- Czemu się nie odzywasz? Pamiętasz, miałaś zadzwonić kiedy dolecisz.
- Wybacz, ale miałam tyle spraw na głowie. Co u ciebie słychać?
- Wszystko okej, pokłóciłam się z Landonem, ale myślę że wszystko będzie okej. Szefowi bardzo podobał się twój artykuł, nie jest jednak zadowolony z tego, że zostałaś na dłużej w Londynie.
- Mam do załatwienia coś bardzo ważnego, nie wiem ile to jeszcze potrwa. Przeproś go ode mnie raz jeszcze i powiedz, że będę jak najszybciej mi się uda.
- Spokojnie, przekażę. A jak tam u ciebie?
- Nawet nie wiesz ile się dzieje. Opowiem ci wszystko po powrocie, na razie muszę lecieć, zdzwonimy się wieczorem. Trzymaj się, buziaki. - zakończyła rozmowę rozłączając się. Stała właśnie przed bramą ośrodka. Przywitała się ze strażnikiem, po czym pokazała mu przepustkę i weszła do ogrodu. Zaczęła się rozglądać i chodzić wąskimi dróżkami z kamienia, jednak na żadnej z ławek nie widziała Torresa.
- Przepraszam panią, gdzie znajdę Fernando Torresa? - zapytała czarnoskórą pielęgniarkę, która prowadziła starszego mężczyznę w okularach.
- O ile mi wiadomo od rana jest w swoim pokoju i nie chce wyjść.
- Dziękuję bardzo. - odrzekła, po czym odeszła. Weszła do budynku przez oszklone drzwi z tarasu, po czym skierowała się w stronę recepcji. Ośrodek wcale nie przypominał psychiatryka. Ściany były pomalowane na brzoskwiniowy kolor, wisiały na nich przyjemne dla oka obrazy, w poczekalni znajdowały się wygodne fotele i stoliki, na których leżały stosy magazynów i gazet.
- Przepraszam, mógłby mi pan powiedzieć, jest pokój pana Torresa? - zapytała przesłodzonym głosem uśmiechając się kokieteryjnie do mężczyzny koło trzydziestki. Był dość przystojny, wysoki, dobrze zbudowany, a na jego palcu nie zauważyła obrączki.
- Ma pani przepustkę? - zapytał. Wtedy Colin myślała, że się popluje i posmarka w jednej chwili. Mówił, jakby był w trakcie mutacji, lub w ogóle jej nie przeszedł. Już Luce miała bardziej męski głos od niego.
- T...tak, oczywiście. - odparła powstrzymując się od śmiechu i wyciągając dokument z torebki.
- Pokój 54. - oznajmił.
- Dziękuję. - wydukała odchodząc. Weszła na pierwsze piętro, tym razem ściany były pomalowane na jasny turkus. Skręciła w prawo i na samym końcu zobaczyła numer 54. Serce zaczęło jej szybciej bić, poczuła ucisk w dołku i mimowolnie uśmiechnęła się. Lubiła spotykać się z Fernando, mimo że nawet nie zwracał na nią uwagi czuła się przy nim sobą. Była tą prawdziwą Colin, nie musiała nikogo udawać. Zapukała, ale oczywiście nikt nie odpowiedział, więc delikatnie nacisnęła klamkę i uchyliła drzwi. Zobaczyła Torresa siedzącego na ziemi, opartego o łóżko i patrzącego na przeciwną ścianę. Szkotka również tam spojrzała. Zobaczyła na niej kilka przylepionych taśmą klejącą zdjęć. Na jednym cała czwórka Torresów uśmiechała się do obiektywu, a za nimi można było zobaczyć plażę, na drugim widniały podobizny Nory i Leo, a na trzecim przybliżona twarz Olalli.
- Witaj, Fernando. - uśmiechnęła się do niego delikatnie. Znów miał zarośniętą twarz, jednak zobaczyła lekki ruch wargi. - To znowu ja, Colin. Pamiętasz mnie, prawda? Posiedzę z tobą chwilę, dobrze? - zapytała siadając na ziemie obok. Wpatrywała się w niego studiując każdy centymetr twarzy Hiszpana. - Hej, Fer, spójrz na mnie. - jęknęła ściskając jego rękę. Drugą dłoń położyła na policzku Torresa i odwróciła jego twarz w swoją stronę. Spojrzał mu głęboko w oczy, które wciąż wyrażały te same emocje, przez co ponownie krajało jej się serce. - Pomogę ci, rozumiesz? Nie odpuszczę, do puki znów nie będziesz szczęśliwy. - dodała gładząc policzek byłego piłkarza.
~*~
Wasza miłość z każdym dniem rozkwita, robi się coraz bardziej gorąca i namiętna. Nie możecie powstrzymać waszych ciał, każdy dotyk sprawia niewyobrażalną przyjemność, a od pocałunków kręci wam się w głowach. Nie możecie złapać oddechów, kiedy się widzicie. Oni przeżywali dokładnie to samo. Ich miłość była zakazanym owocem, a jak to się mówi: ,,Zakazany owoc smakuje najlepiej". Wyobrażacie sobie co ci zakochani przeżyli, kiedy ich związek wyszedł na jaw? Te potworne wyrzuty sumienia. Oboje kogoś zdradzili. Ona męża, a on przyjaciela. Co jednak mogli na to poradzić? W końcu Miłość jest okrutna i uderza w najmniej oczekiwanym i najmniej odpowiednim momencie.
~*~
Robiło się coraz później, zaczęło się ściemniać, a deszcz lunął z nieba na ulice Londynu. Colin siedziała obok Torresa opowiadając mu o rzeczach, które wydarzyły się w ostatnich miesiącach. W pewnym momencie zauważyła łzę spływającą z kącika oka Hiszpana, który bez przerwy wpatrywał się w zdjęcia na ścianie.- Fernando. - szepnęła. - Nie możesz się wciąż zadręczać. Ten wypadek, to nie była twoja wina i pomogę ci to udowodnić, ale musisz się otrząsnąć. Nora cię kocha i potrzebuje! Nie chcesz chyba, żeby wychowywała się bez ojca i w przekonaniu, ze to on jest winny śmierci jej matki i brata. - dotknęła jego ramienia i czekała na jakąś reakcję. - Możesz wszystko zmienić, jesteś panem swojego życia. - dodała. Fernando otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak szybko je zamknął. Mięśnie pod jego białą koszulką napięły się, a szczęka zacisnęła. Serce podskoczyło Colin do gardła, wystraszyła się, jednak po chwili Hiszpan rozluźnił się. Powoli odwrócił głowę w jej stronę, spojrzał Colin w oczy i ledwo dosłyszalnym głosem szepnął:
- Dziękuję. - na dźwięk jego niskiego głosu włoski na jej ciele stanęły dęba. Wyobraziła sobie, jak mówił na co dzień zmysłowym, chrypliwym głosem. Fernando odwrócił się i znów spojrzał na fotografie.
~*~
Nie tylko dwójka zakochanych miała coś na sumieniu. Wbrew pozorom nie oni byli winni całej tej tragedii. Najbardziej zawinił On. Samotny, opuszczony przez wszystkich egoista, który był po prostu zazdrosny i chciał wykorzystać to zajście by poczuć się lepiej, zrobił to tylko dla rozrywki, która przemieniła się w koszmar. Od autorki: Witajcie moi mili! Jak tam święta i Sylwester? Ja jestem bardzo zadowolona! Rozdział pisało mi się bardzo przyjemnie, jestem z niego dumna. Wiem, że część z Was chce mnie za to zlinczować, ale wybaczcie! Mam nadzieję, że się podoba. Co sądzicie o nowym szablonie? Mi bardzo się podoba, całkiem inny niż poprzedni. Proszę o szczere komentarze, one na prawdę wiele dla mnie znaczą. Pozdrawiam i do napisania, Laurel.
P.S. Rozdział dedykuję mojej wspaniałej Nandos, którą boli główka (nie przeze mnie, oczywiście!). Wiedzcie wszyscy, że za niedługo wróci ona do pisania... chociaż ,,za niedługo" może się przeciągnąć, haha. Kochana moja <3
Już Ci pisałam co o tym myśle na fejsie ale napisze i tu. Płakać mi sie chce jak sobie pomyśle o Ferdziu takim zalamanym, zapuszczonym i kompletnie bez życia. A jak już o tych zdjęciach zaczęłam czytać to wgle mam ochote go bardzo mocno przytulić. Dobrze, że pojawiła sie Collin, sprowadzi Torresiaka na ziemie. Kocham takiego niegrzecznego Davidka po prostu, Juana też kocham choć on na tą miłość tu nie zasługuje. Źle zrobił, ważne ze ma wyrzuty sumienia.
OdpowiedzUsuńKochana moja! To że mnie boli główka to nie prawda, bredzisz xd Proszę jej nie słuchać! Wrócę, oczywiście że kiedyś wrócę. Za bardzo to kocham żeby tak pozostawić bez pożegnania. Poza tym mam wrażenie, że Ty na to nie pozwolisz. Dziękuje za dedykacje;** ogromne buziaki dla Ciebie <3
OMG! Nareszcie coś nowego! :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, ale to chyba często słyszysz, prawda?:**
Jeeeju.. Nando wreszcie się odezwał do kogoś, do Colin! Ale to tylko i wyłącznie jej zasługa, bo gdyby nie przychodziła i nie mówiła do niego, nic takiego by się nie stało. :>
Czekam na to co dalej wyniknie z tej ich znajomości ;]
Pzdr :3 + zapraszam do mnie, na 4 i 5 rozdział :-)
http://moje-marzenie-na-emirates-stadium.blogspot.com/
Bad, bad Loczek! Ferdek w końcu przemówił, czyli coś w nim pękło i to dzięki Colin. Intrygują mnie wyrzuty sumienia Juana, czyżby miał coś wspólnego z wypadkiem? Czekam z zapartym tchem na dalszą część. Pozdrawiam serdecznie F :) A Sylwester minął całkiem przyjemnie :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że dodałaś rozdział. Teraz już wiadomo troszkę więcej. Nie spodziewałam się, że Juan zrobi coś takiego! Romans z Olallą. Żoną swojego kumpla. Teraz nic dziwnego, że ciągle do niego lata. Chce spłacić swój dług! I to ma go oczyścić z win? Naiwniak! Torres przemówił! Nie wierzę! Wreszcie wypowiedział jedno słowo. Colin ma na niego wspaniały wpływ. Oby tak dalej, to może powie całe zdanie. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńJuż chyba nie muszę Ci mówić, jak bardzo uwielbiam Twojego bloga <3
OdpowiedzUsuńZastanawiam czego ten Luiz się tak do niej doczepił, nie rozumiem go...
Ciesze się niezmiernie z tego, że w Torresie nareszcie coś drgnęło, nareszcie się odezwał i mam nadzieję, że z czasem będzie jeszcze lepiej :)
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, bo strasznie dobrze mi się czyta tego bloga i mogłabym tak w kółko :*
Aaaa jest nowy rozdział mojego ukochanego opowiadania <3
OdpowiedzUsuńColin tak łatwo nie uwolni się od Davida. Ten facet ma tupet i gdy czegoś chce będzie to miał za wszelką cenę. Musi sie trzymać na baczności!
Mi tak samo włosny stanęły dęba! Myślałam, że sie rozedre na cały dom, ale sobie odmówiłam tej przyjemności! Matko i córko, sześć rozdziałów czekałam na jedno słowo, ale i tak się jaram, jfzcnjdzbbdfbgddbhdzvfdvbjhddvbkyddxvn i jeszcze bardziej chce kolejnego rozdziału, tutaj zaczyna się miłość i coś czuje, że Colin tak szybko nie wróci do Chicago!
Inspirujesz mnie dziewczyno, aż chyba zaraz wejde na bloggera i zaczne pisać kolejny rozdział. :)
pozdrawiam gorącoooooooo i do napisania! <3
Ale ten David jest upierdliwy, czasami zaczyna mnie już irytować. Ogromnie się cieszę, że Fernando się odezwał co prawda jedym słowem, ale to już jest ogromny postęp. Mam nadzieję, że Colin faktycznie wyciągnie z tego Torresa.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i przepraszam, że tak krótko, ale jestem na telefonie ;P
<3
OdpowiedzUsuńBardzo ucieszyłam się gdy pod rozdziałem zobaczyłam Twój komentarz z dopiskiem o nowym rozdziale tutaj! :)
OdpowiedzUsuńDavid działa mi na nerwy, serio! Niech Luce wreszcie przejrzy na oczy!
Uwielbiam momenty kiedy Colin jest u Fernando, naprawdę! Odezwał się, a ja w tym momencie sama znieruchomiałam!
Kocham to opowiadanie! I liczę, że kolejny rozdział pojawi się szybciutko :)
Ps. Masz rację, szablon jest przepiękny ;*
O Boże kochany <3
OdpowiedzUsuńDlaczego dopiero przeczytałam tego bloga..
Może jeszcze mnie pamiętasz, kiedyś też się tu udzielałam, chciałabym cię strasznie, strasznie, strasznie poprosić o informowanie mnie o nowościach nie tylko na tym blogu, ale na każdym, który prowadzisz, lub będziesz prowadziła, postaram się skomentować, chociaż niestety nie jestem już tak częstym gościem na bloggerze. Jestem jednak pewna że prędzej czy później przeczytam.
Twoja wyobraźnia jest naprawdę fascynująca. Zazdroszczę Ci ;)
Zostawiam linka do mojego spamera : http://nikaaaa-dominika-doska.blogspot.com/p/spamer.html
No i w końcu nastąpił jakiś przełom. Fernando się odezwał. Niby nic, ale w jego przypadku bardzo dużo. ;>
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że komentuję dopiero teraz.
Szablon ładny, nawet bardzo. ;)))
WOW...
OdpowiedzUsuń