Jak to kiedyś ktoś mądry powiedział: ,,W zemście i w miłości kobieta jest większym barbarzyńcą niż mężczyzna." co było czystą prawdą. Przez cały czas, gdy Fernando opowiadał jej o zdradzie Juana i Olalli próbowała ukryć swoją wściekłość na tą kobietę, lecz kiedy wróciła do mieszkania pozwoliła dać upust emocją. Pierwsze co zrobiła to kopnęła w łóżko, ale później zaczęła płakać. Czuła wręcz fizyczny ból z powodu Fernando. Oddałaby wszystko, by móc mu pomóc. Hiszpan wycierpiał już zdecydowanie za dużo. Juan oczywiście również nie był bez winy, ale on jest mężczyzną, a mężczyźni są... po prostu mężczyznami. To Olalla od lat była żoną Fernando, mieli dzieci, byli rodziną, a ona tak po prostu go zdradziła.
Usłyszała pukanie do drzwi, na co się wzdrygnęła. Powoli podeszła do nich, a kiedy lekko je uchyliła zobaczyła twarz Davida. Chciała jak najszybciej zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, jednak on na to nie pozwolił.
- Czy z łaski swojej mógłbyś dać mi spokój?! Czego znowu chcesz? - wysyczała przez zęby starając się opanować emocje.
- Porozmawiać. - odpowiedział aż za spokojnie. Colin opadła z sił przez mocowanie się z drzwiami i wpuściła Davida. Brazylijczyk wszedł szybko do środka i zamknął za sobą drzwi. - Colin musimy porozmawiać. - dodał siadając na parapecie.
- Nie mamy o czym! Po tym wszystkim co mi zrobiłeś chcesz porozmawiać ?! - skrzyżowała ręce na piersi i ślepo gapiła się w ścianę przed sobą, byleby nie spojrzeć w piękne, brązowe oczy Luiza.
- Wiesz dlaczego tak się zachowuję?- szepnął jakby do siebie. - Przez ciebie. Zanim przyjechałaś miałem wszystko poukładane. Piłka, Luce... na nic innego nie miałem czasu. Ale wtedy zjawiłaś się ty! Przeprowadzałaś z nami te krótkie wywiady, później kochaliśmy się... nie raz. - mówiąc ostatnie słowa uśmiechnął się półgębkiem. - Ale tu nie o to chodzi. Chodzi o to, że zakochałem się w tobie, a zrobiłem te świństwa by cię ode mnie uwolnić. Lin, nawet nie wiesz jak złym człowiekiem jestem! - dodał podchodząc bliżej do blondynki. Kiedy ujął jej twarz w dłonie poczuła dreszcz przechodzący przez jej ciało, od czubka głowy aż po palce stóp. - Jestem zły, a zakochałem się we wspaniałej dziewczynie... - zakończył lekko drżącym głosem. Przez długie sekundy spoglądał w oczy dziennikarki próbując odczytać z nich jakiekolwiek uczucia. Nie potrafił tego zrobić, bo był złym człowiekiem, któremu należało się potępienie. Ale nie mógł się powstrzymać. Zakochał się w tej dziewczynie w chwili, kiedy prawie uderzył ją drzwiami prowadzącymi na Stamford Bridge. Delikatnie musnął usta Lin, czekając na jakąkolwiek reakcję. Mimo, ze nie doczekał się żadnej potraktował to jak pozwolenie, więc pocałował ją znów, tym razem dłużej i namiętniej. David całował blondynkę otwierając jej usta swoimi wargami i wsuwając powoli do nich język. Colin, mimo, że coś w środku mówiło jej, że popełnia straszny błąd odwzajemniała pocałunki Luiza. Przywarła do niego całym ciałem powoli pieszcząc swoimi dłońmi jego szyję, łopatki i klatkę piersiową. Był jej narkotykiem. Mimo krzywd, które jej wyrządził pragnęła go, jak nikogo innego. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie odczuwała potrzebę przebywania z nim, smakowania jego miękkich ust, dotyku dłoni, słodkich słówek, które szeptał jej do ucha.
- Jestem zły. - rzekł ponownie odsuwając się od spragnionej jego dotyku dziewczyny.
- Nie, David. - szepnęła wręcz zrozpaczona. - Nie jesteś zły, tylko zagubiony. - dodała podchodząc bliżej, jednak Brazylijczyk posłał jej ostatnie spojrzenie i wyszedł zamykając za sobą drzwi z hukiem, zostawiając na środku pokoju dziewczynę, którą kochał, którą obdarzył najprawdziwszym uczuciem, najszczerszym jakim mógł kochać mężczyzna.
~*~
Po śmierci ukochanej, która popełniła samobójstwo przez długi czas nie mógł dojść do siebie. Zmienił się nie do poznania. Nie był już tym sympatycznym chłopakiem, dla którego najważniejsza była rodzina, tylko playboyem, stałym bywalcem burdeli, który topi swoje smutki w alkoholu. Wszyscy myśleli, że niejaka Lucinda Watson sprowadzi go na właściwą drogę, jednak mylili się, a ona cierpiała.
~*~
Colin przez parę dobrych minut stała na środku pokoju jak słup soli nie mogąc pojąć co stało się przed chwilą. Czy ten David, ta cholerna świnia... czy on właśnie przyszedł do niej, przyznał się do błędu, pocałował ją i po prostu odpuścił?
Wreszcie, dochodząc powoli do siebie usiadła na parapecie, w miejscu, w którym przed chwilą siedział David i wzięła do ręki telefon. Wzięła się w garść, by zadzwonić do Mari Paz i poprosić ją, by Nora znów mogła spotkać się z Fernando. przez całą tą kilkuminutową rozmowę, która w ostateczności zakończyła się powodzeniem głos jej drżał i musiała co chwilę przerywać, by spokojnie nabrać powietrza. Umówiła się z Mari Paz, że jutro po śniadaniu przyjadą z Norą do ośrodka. Chciała również rozmówić się z Juanem, jednak nie wiedziała że znajdzie na to chociaż odrobinę siły. Historia Torresa, w którą wciągnęła się bez reszty, która w pewnym sensie nadała sens jej życiu, to co przed chwilą zrobił David... a ona ma się jeszcze kłócić z Juanem? Po co? Jaki miało to sens? I tak już nic nie zdziała, nie można cofnąć przeszłości, a do Maty nic nie dotrze.
~*~
Następnego dnia na pół przytomna zwlokła się z łóżka i weszła pod prysznic. Pierwszym, o czym pomyślała to David. Chciała czuć jego dłonie na swoim ciele... i wtedy skończyła się ciepła woda i dziennikarka wróciła na Ziemię. Schodząc na śniadanie miała nadzieję, że spotka tam Luiza, jednak tak się nie stało. Usiadła na werandzie z talerzem kanapek i ciepłą kawą. Nie miała na nic siły, nawet na gryzienie kawałków chleba, czy chociażby myślenie.
- Cześć, Colin. - usłyszała piskliwy głos Luce, która po chwili przysiadła się do niej.
- Hej. - blondynka wymusiła uśmiech na twarzy popijając kanapkę kawą.
- Chciałam się pochwalić, że razem z Davidem stwierdziliśmy, że jeśli urodzi się dziewczynka damy jej na imię Nora, a jeśli chłopiec będzie się nazywał Leo. - oznajmiła z szerokim uśmiechem na twarzy. Colin przez chwilę zastanawiała się jak można tak bardzo rozszerzyć usta, dopiero po chwili uświadomiła sobie, że imiona, które wymówiła Luce należą do dzieci Fernando, przynajmniej do jednego z nich... wtedy zrobiło jej się wręcz niedobrze. Wyobraziła sobie... próbowała wyobrazić sobie jak to jest stracić dziecko i ledwo powstrzymała łzy.
- Wszystko dobrze? - zapytała Luce widząc dziwne zachowanie Colin.
- Tak, tak. Wybacz mi, ale śpieszę się, porozmawiamy później. - zakończyła rozmowę i odeszła. Wróciła do pokoju, by spakować laptop. Chciała pokazać Fernando pierwsze rozdziały książki o nim.
Po kilkudziesięciu minutach stała przed ośrodkiem czekając na Mari Paz i Norę, które miały przyjechać tu taksówką. W końcu, po dość długim czekaniu zjawiły się.
- Wybacz, za to spóźnienie, ale Nora troszkę marudziła. - oznajmiła Mari Paz.
- Nic nie szkodzi. - Colin lekko się uśmiechnęła. - Cześć, myszko. - kucnęła, by zrównać się z małą Torresówną. - Mam dla ciebie niespodziankę, wiesz? Pewnie się ucieszysz, chodź... - dodała wciąż się uśmiechając. Wzięła Norę za rękę i wprowadziła najpierw do ogrodu, gdzie jednak Fernando nie siedział, a później po schodach, na piętro aż do jego pokoju.
- Puk, puk. - powiedziała wchodząc do środka. Jej oczom ukazał się Fernando stojący przy oknie w szarych, dresowych spodniach, czystej białej koszulce i trochę przydługich włosach, dzięki którym wyglądał uroczo. Kiedy odwrócił się w ich stronę i zobaczył Norę oczy mu się zaszkliły.
- Cześć, tatusiu. - szepnęła mała wciąż ściskając dłoń Colin. Hiszpan nie wiedział co zrobić, co powiedzieć, jednak łzy już spływały mu po policzkach.
- Norcia. - szepnął ledwo dosłyszalnie i kucnął do córki, która już do niego biegła. Kiedy wpadła mu w ramiona Colin wybuchnęła płaczem. Cała się trzęsła, wciąż nie docierało do niej co osiągnęła. Nie docierało do niej, że pomogła cierpiącemu człowiekowi.
Od autorki: Przed Wami kolejny rozdział mojej telenoweli. mam nadzieję, że się podoba, bo mi osobiście przypadł do gustu. Rozdział dedykuję kochanej Nandos, która jutro ma egzaminy na uczelni, a się nie uczy, tylko koczuje na ten rozdział. Jeśli któraś jeszcze nie wie, to na he-was-gone pojawił się 2 rozdział, więc zapraszam. Mam w planach napisać opowiadanie z Juanem Matą w roli głównej, które będzie moim podziękowaniem dla niego za to, co zrobił dla Chelsea. Myślicie że to dobry pomysł? Ja już kończę, bo zeszyt z biologii i biotechnologia tradycyjna na mnie czeka. Pozdrawiam i do napisania! Laurel.
Zostawiam Was z blond Fernando <3
No cudeńko*_* warto było czekać na ten rozdział. Davidku Kochan Cie ale lepiej bedzie jak zostawisz Colin w spokoju. Przypominam ci, ze mas mieć dziecko! A co do tego właśnie to imiona mnie zabiły po prostu. A na koniec przecudowna scena z Norcią i Fernando. Aż się plakać chce.
OdpowiedzUsuńTy sie nie pytaj czy chcemy opowiadanie o Juanie tylko juz je zacznij lepiej pisać bo się doczekać nie mogę.
Buziaki kochanie ;***
Nareszcie! ♥ ♥ ♥
OdpowiedzUsuńTo, że kocham Twój blog i wszystko co piszesz wręcz ubóstwiam wiesz, więc tak :D
Już sama nie wiem czy myliłam się do Davida czy nie dlatego, że z jednej strony człowiek z zakochania może zrobić dosłownie wszystko, ale z drugiej można też wszystko udawać. Chociaż myślę, że Brazylijczyk zastanowił się nad swoim zachowaniem i przemyślał to, muszę przyznać, że i ja tak jak Colin mam do niego słabość. I to spotkanie z Fernando, nareszcie wszystko zmierza w dobrym, a nawet lepszym kierunku :)
Trochę się rozpisałam, ale zawsze mam po Twoim rozdziale tyle do napisania, że nie wiem od czego zacząć, no cóż, pozdrawiam i czekam z niecierpliwieniem na kolejną część :*
Ojejku, jesteś cudowna, wiesz? *.* Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! David mnie tak cholerni z
OdpowiedzUsuń*zaskoczył. Nando i Nora :((
OdpowiedzUsuńBardzo mi się ten rozdział podobał.
Rany, całkiem przypadkiem wpadłam na ten blog jakiś czas temu, muszę powiedzieć, że jest świetny, nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOjej <3 Jaki fajny rozdział :] Wszystko aww Nocia na końcu aww :3 David aww Colin aww Fernando aww Super <3.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :> I zapraszam do siebie :) http://netherlandlondon.blogspot.com
Colin to na serio taki aniołek, który już dużo zrobił dla Fernando. Dzięki niej piłkarz przemówił, zaczyna reagować na bodźce zewnętrzne, a teraz przytulił córkę. Jeśli tak dalej pójdzie to może już wkrótce wróci do normalnego życia. Coraz bardziej nie rozumiem Davida. Jednak przez miłość człowiekowi czasem troszkę odbija. Ciekawe, czy będzie w stanie zostawić Lucę z dzieckiem dla kobiety, którą szczerze kocha. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńPS... Fajnie byłoby, gdybyś napisała jakieś opowiadanie o Juanie. :D
Luiz pokazał ludzką twarz? Niemożetobyć! Nie wiem, ale Loczek jakoś nie pasuje mi do osoby na wskroś zepsutej i dobrze, że nie okazał się kompletnym wałem, tylko zagubionym kucyponkiem. Colin wiele robi dla Fernando i chwała jej za to, ale trochę za bardzo pochłonęło ją jego życie. Potępiła Olallę, ale sama nie robi dobrze, bo przespała się z Loczkiem a przecież on był w związku z inną i na dodatek zrobił jej dziecko. Ale podobają mi się tacy bohaterowie życie nigdy nie jest ani czarne ani białe. A opowiadanie o Juanie zawsze jest w cenie w końcu to bardzo fajny chłopak i kibicuję mu w MU, chociaż nie przepadam za nimi jakoś szczególnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
O jeeeeju.. ostatnia scenka. Nora i Fernando, Colin. Ach, ona naprawdę dużo osiągnęła, może być z siebie dumna :-)
OdpowiedzUsuńNo i sprawa Davida. Ehh, ciekawe jak to z nim będzie. Bo przecież przyznał się, że kocha Colin, a tutaj będzie miał dziecko z Luce.
Oj, ciekawie będzie, bardzo ciekawie.
Zapraszam do mnie : http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/
Cudny rozdział :) Na końcu się autentycznie wzruszyłam. Colin dokonała więcej, niż mogłaby się na początku spodziewać.
OdpowiedzUsuńWiesz, nie przypuszczałam, że sprawy z Davidem ułożą się w ten sposób - ale jak widać - on też jest człowiekiem. Tylko, że on teraz zostanie ojcem i lepiej niech się na tym skupi i Colin niech też się ogarnie i przestanie o nim myśleć. Tak, wiem, wiem... Łatwo się mówi. No ale przyznaj, że tak byłoby najlepiej, no nie?
buziaki :**
Ojej! Nie wyobrażam sobie co mogła wtedy czuć Nora, bo tak jakby odzyskała ojca. Nie dziwię się też Cjollin, że wybuchnęła płaczem. Bo przecież to cud, że ona, zwykła dziennikarka była w stanie dokonać praktycznie niemożliwego. :)
OdpowiedzUsuńMam tylko jedną malutką uwage odnośnie tego rozdziału. Otóż mógłby być dłuższy. :]]
Pozdrawiam i czekam na następny! : >
Piękny, jak zwykle!
OdpowiedzUsuńOj Luiz kręci i mataczy! Co teraz z biedną Lin i biedną Luce?!
I Nora odwiedza Fernando! ♥♥♥
Czekam na więcej!
No niemożliwe, Luiz się zakochał!;D A przynajmniej tak twierdzi.
OdpowiedzUsuńW sumie to już nie wiem kiedy mówi prawdę a kiedy coś kręci.
Niech się lepiej trzyma Luce bo tatusiem niedługo będzie.
A scena na końcu...dobrze że Ferdek w końcu wraca do świata żywych.
Czekam na następny:)
A co do opowiadania o Macie to jestem jak najbardziej za! Czekam na pierwszy rozdział :D
Cudownie, że Fernando w końcu zdecydował się choć na taki gest w kierunku córki. Mam nadzieję, że teraz jest już coraz bliżej do jego pełnego wyzdrowienia.
OdpowiedzUsuńWow świetny rozdział :) Nora i Fernando jakie wzruszające, oby teraz było już tylko lepiej :) Czekam i pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuń